– Dzisiejsza – powiedział Sigmar Gabriel w opublikowanym w sobotę wywiadzie. Niemiecki szef dyplomacji dodał, że zawsze miał wątpliwości, czy Turcja powinna przystąpić do UE, ale jego opinia znalazła się w mniejszości, biorąc pod uwagę zdania, jakie mieli członkowie jego Socjaldemokratycznej Partii Niemiec.
Stosunki pomiędzy Ankarą a Berlinem są bardzo napięte. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oskarżył w niedzielę 12 marca Niemcy o „faszystowskie działania”, przypominające czasy nazistowskie. Przyczyną takiej reakcji były ograniczenia w organizacji wieców poparcia dla polityki tureckiego rządu. Niedawno niemieckie władze wycofały zgodę na organizację 3 zgromadzeń, które mniejszość turecka chciała zorganizować w niemieckich miastach. – Niemcy, nie macie nic wspólnego z tym, co zwie się demokracją, a powinniście wiedzieć, że wasze obecne działania nie różnią się od tych z czasów nazistowskich – mówił Erdogan podczas wiecu w Stambule. – Sądziłem, że Niemcy dawno już zrezygnowały z takich praktyk. Myliłem się – dodawał.
W związku z napiętą sytuacją szef urzędu kanclerskiego Peter Altmaier przyznał, że niemiecki rząd ma możliwość wydania zakazu wjazdu tureckim politykom, którzy chcą uczestniczyć w wiecach wyborczych. – Będziemy z bliska przyglądać się tej sprawie. Zakaz wjazdu byłby ostatecznością. Jednak zastrzegamy, że możemy takie przepisy wprowadzić w życie – zapowiedział Altmaier. Niemiecki polityk przyznał, że w jego kraju chyba nigdy nie miała miejsce sytuacja, kiedy zabraniano wstępu urzędnikom z innych państw. – Fakt, że Niemcy do tej pory nie wykorzystały pełni możliwości, wynikających z prawa międzynarodowego oznacza, że mają otwartą drogę w tej kwestii na przyszłość – ocenił Altmaier.
Czytaj też:
Berlin grozi Ankarze. Niemcy wprowadzą zakaz wjazdu dla polityków z Turcji?
Zaostrzający się konflikt
14 marca informowano, że po konflikcie, który rozpoczął się w ostatnich dniach między Holandią a Turcją, rząd w Ankarze podjął decyzję o zawieszeniu stosunków dyplomatycznych. Holenderscy dyplomaci mają również zakaz lądowania na tureckich lotniskach. Reuters podkreśla, że ograniczenia dotyczące lotów nie obejmują zwykłych obywateli.
Wicepremier Numan Kurtulmus powiedział na konferencji prasowej po posiedzeniu tureckiego rządu, że podjęte działania są dokładnie takie same, na jakie ostatnio zdecydowała się Holandia. – To oni są odpowiedzialni za ten kryzys – stwierdził. – Nie pozwalamy samolotom z holenderskimi dyplomatami lub ich wysłannikami na pokładzie lądowania w Turcji i korzystania z naszej przestrzeni powietrznej – dodał.
Kampania wyborcza na obcym terytorium
Cały spór na linii Holandia - Turcja zaczął się od pomysłu tureckich władz, aby przed referendum ustrojowym w kraju zorganizować zagraniczne wiece dla tureckiej mniejszości, w celu nakłonienia rodaków do głosowania korespondencyjnego. Holandia odrzuciła ten pomysł twierdząc, że nie pozwoli na polityczną agitację obcego państwa na własnym terenie. Mimo jasnych deklaracji ze strony Holandii, rząd Turcji wysłał do tego kraju ministra spraw zagranicznych Mevluta Cavusoglu. Ten nie został jednak wpuszczony na terytorium Holandii. Prezydent Recep Tayyip Erdogan określił wówczas Holandię „krajem niedobitków nazizmu i faszyzmu”.
Stan wyjątkowy w Rotterdamie
Później na wiece poparcia dla rządowego pomysłu próbowała dotrzeć Fatma Betul Sayan, turecka minister ds. rodziny i polityki społecznej. Jej samochód także został zatrzymany przez odpowiednie służby i odeskortowany do granicy niemieckiej. Po wydaleniu minister, przed konsulatem Turcji w Rotterdamie zebrało się około tysiąca protestujących. Ahmed Abutaleb, burmistrz Rotterdamu, jeszcze przed demonstracją, wprowadził w mieście stan wyjątkowy, dzięki któremu zyskał dodatkowe uprawnienia. Holenderska policja rozpędziła demonstrantów, użyła armatek wodnych. „Kilku demonstrantów zostało pobitych pałkami” – opisywała agencja Reutera, powołując się na świadków zdarzenia.
Cena do zapłaty
Prezydent Erdogan wezwał międzynarodowe organizacje do nałożenia sankcji na Holandię, określając ją mianem „republiki bananowej”. Holendrów nazwał islamofobami oraz „niedobitkami faszyzmu”. W reakcji na pogróżki Holandia zamknęła swoją ambasadę w Ankarze i konsulat w Stambule. Turcja oświadczyła, iż nie życzy sobie „przez jakiś czas” powrotu ambasadora.