Agencja Reutera, powołując się na informatora z Białego Domu, podaje, że zdaniem Amerykanów podczas ataku użyty został sarin. Po broń chemiczną miały sięgnąć lokalne siły lojalne wobec syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada. Reżim odpiera te zarzuty i zarzeka się, że nigdy nie użył tego rodzaju środków w trakcie trwającej ponad 6 lat wojny domowej. We wtorek USA, Wielka Brytania i Francja zaproponowały przyjęcie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ rezolucji potępiającej atak, o który miały być obwinione wojska podległe al-Assadowi.
Reuters podkreśla, że po ataku nastąpiła fala wzajemnych oskarżeń. Prezydent Donald Trump potępił „haniebne działania reżimu Baszara al-Assada”, ale też obwinił swojego poprzednika Baracka Obamę o „słabość” w kwestii syryjskiej. Syryjska opozycja ma z kolei pretensje do Stanów Zjednoczonych, które skoncentrowały się jej zdaniem wyłącznie na walce z Państwem Islamskim, a nie na usunięciu al-Assada.
Setki poszkodowanych
Broń chemiczna została użyta w miejscowości Chan Szajchun w prowincji Idlib. Region ten jest kontrolowany przez sojusz rebeliantów oraz dżihadystów z grup powiązanych z Al-Kaidą. Od wielu tygodni trwają tam regularne naloty prowadzone przez lotnictwo rosyjskie oraz siły prezydenta Baszara al-Asada.
Według szacunkowych danych Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w wyniku ataku śmierć poniosło ponad 50 osób, w tym co najmniej 11 dzieci, a 300 zostało rannych. Agencja Reutera przywołuje jednak statystyki Unii Organizacji Medycznych, z których wynika, że dotychczas na skutek obrażeń poniesionych podczas ataku zmarło już ponad 100 osób.
Już we wtorek wiadomo było, że bilans ofiar może szybko wzrosnąć, ponieważ część hospitalizowanych osób była w bardzo ciężkim stanie. Doktor Shajul Islam z lokalnego szpitala napisał na swoim profilu na Twitterze, że placówka jest przepełniona ofiarami ataku chemicznego, a lekarzom brakuje środków, aby im pomóc. O tym, że pacjenci zatruli się sarinem, jego zdaniem świadczą objawy takie jak rozszerzone źrenice czy brak reakcji na światło.