Niemiecka Prokuratura Federalna twierdzi, że na chwilę obecną nie ma twardych dowodów, a jedynie poszlaki wskazujące na to, że za atakiem na autokar niemieckiej drużyny piłkarskiej Borussia Dortmund stoi 26-letni Irakijczyk Abdul Beset A. Mężczyzna miał trafić do Niemiec z Turcji na początku 2016 roku. Mimo tego, śledczy wystąpili z wnioskiem do sądu przychylenie się do wniosku o zgodę na aresztowanie mężczyzny na dłużej niż 24 godziny. W opinii prokuratury może być on niebezpieczny. W uzasadnieniu prokuratorzy podkreślili, że Abdul Beset A. miał powiązania z tzw. Państwem Islamskim. Śledczy dotarli do informacji, z których wynika, że Irakijczyk dowodził jednostką komandosów. Miał również być zamieszany w porwania dzieci, przemyt oraz haracze i wymuszenia.
Trzy eksplozje w Dortmundzie
Do eksplozji doszło we wtorek 11 kwietnia. Początkowo media informowały o tym, że o godzinie 19:15 autobus Borussii Dortmund uczestniczył „w incydencie”, a do samej eksplozji doszło nieopodal pojazdu. Szef policji z Dortmundu poinformował na konferencji prasowej, że do przeprowadzenia ataku użyto „poważnych urządzeń wybuchowych”. W sumie doszło do trzech eksplozji, a na miejscu znaleziono czwarty podejrzany przedmiot. „Telegraph” podaje, że ładunki ukryto w żywopłocie, a zdetonowane mogły zostać przez telefon komórkowy lub urządzenie do otwierania drzwi garażowych.
Śledczy potwierdzili również, że wszystkie działania były wymierzone bezpośrednio w ekipę Borussii Dortmund. Przedstawicielka prokuratury zdradziła ponadto, że na miejscu zdarzenia znaleziono list. Nie chciała jednak zdradzić co zawierał i w jakim języku go napisano. Według „Telegraph” w liście dokładnie wskazano, kto jest odpowiedzialny za wtorkowe zdarzenia. Prokuratura tego nie potwierdza i nie ujawnia treści listu kierując się dobrem śledztwa. Według informacji gazety „Sueddeutsche Zeitung” list zostawiony na miejscu rozpoczynał się od słów: „W imię Allaha miłosiernego”, a jego treść nawiązuje do ataku na jarmark w Berlinie, do którego doszło w grudniu 2016 roku.