Poprzednia wizyta Siergieja Ławrowa w USA miała miejsce w 2013 roku. W następnych latach ze względu na sytuację w Donbasie oraz przejecie kontroli nad KRymem administracja Baracka Obamy odmawiała oficjalnych spotkań. Sytuacja uległa zmianie po objęciu władzy w Stanach Zjednoczonych przez Donalda Trumpa. Szef rosyjskiej dyplomacji po 4 latach spotkał się z amerykańskim prezydentem. W rozmowach uczestniczył również ambasador Rosji w USA Siergiej Kislak.
Podczas konferencji prasowej politycy zdradzili, że głównym tematem rozmów była sytuacja na Bliskim Wschodzie, a w szczególności w Syrii. Donald Trump tłumaczył, że wszyscy powinni razem działać na rzecz deeskalacji konfliktu i przywrócenia w kraju normalnej sytuacji. Prezydent podkreślił, że będzie robił wszystko co w jego mocy, aby przemoc w Syrii się skończyła. Trump podkreślił, że spotkanei było bardzo dobre, a on sam jest zadwolony z przebiegu rozmów ze stroną rosyjską. – Przełamaliśmy lody – stwierdził.
Z kolei Siergiej Ławrow zauważył, że na Bliskim Wschodzie powinny powstać specjalne strefy bezpieczeństwa. O takim rozwiązaniu mówił wcześniej amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson. Szef rosyjskiej MSZ zaprzeczył jakoby politycy poruszyli kwestię sanckji nałożonych na Rosję po wybuchu konfliktu na Ukrainie.
Wśród tematów rozmów pojawiła się również kwestia odwołania szefa FBI Jamesa Comeya. Szef rosyjskiej dyplomacji żartował, że nic na ten temat nie wie. Jego zachowanie oburzyło część komentatorów, ponieważ wśród powodów dymisji Comeya wymieniany jest nacisk na prowadzenie dochodzenia w sprawie udziału Rosji w wyborach prezydenckich w USA.
Niewygodny termin spotkania
Komentatorzy amerykańskiej sceny politycznej podkreślają, że wizyta Ławrowa wypadła w wyjątkowo niefortunnym momencie. W poniedziałek była p.o. prokuratora generalnego Sally Yates przyznała, że przestrzegała Donalda Trumpa przed rosyjskimi powiązaniami jego doradcy gen. Michaela Flynna. Media pisały też o rozmowie Obamy z Trumpem w tej samej sprawie. We wtorek z kolei prezydent USA odwołał ze stanowiska szefa FBI Jamesa Comeya, który podczas kampanii wyborczej ostrzegał przed ingerencją rosyjskich służb.