Rzeczniczka U.S. Air Force porucznik Lori Hodge podczas konferencji prasowej odniosła się do wcześniejszych doniesień medialnych i doprecyzowała, do czego doszło 19 maja. Jak przekazała, sprawa jest omawiana między Stanami Zjednoczonymi i Chinami kanałami militarnymi i dyplomatycznym. Cały incydent miał miejsce nad wodami Morza Wschodniochińskiego. Według relacji Amerykanów, do patrolującego tamte tereny WC-135 Constant Phoenix, wyposażonego w specjalistyczną aparaturę do prowadzenia misji rozpoznania elektronicznego i pomiaru radiacji, na niewielką odległość podleciały dwa chińskie myśliwce Su-30. Miało być to około kilkadziesiąt metrów.
Jak poinformowali Amerykanie, podczas zdarzenia chińscy piloci wykonali bardzo niebezpieczny, nieprofesjonalny manewr. O ile jeden z myśliwców przeleciał za blisko WC-135, tak drugi obrócił się o 180 stopni i w ten sposób przeleciał nad amerykańską maszyną.
Zaraz po oświadczeniu U.S. Air Force pojawiło się oświadczenie ministerstwa obrony Chin, które zarzuciło Amerykanom, że informacje przez nich podane nie zgadzają się z faktami. Chiński MON twierdzi, że samolot rozpoznawczy USA pojawił się tak naprawdę nad wodami Morza Żółtego i myśliwce mogły podlecieć blisko, by sprawdzić, z jakiego powodu się tam znalazł. „Cała akcja była profesjonalna i bezpieczna” – zaznaczono w komunikacie.
Amerykanie już od jakiegoś czasu wysyłają rozpoznawcze WC-135 w okolice Półwyspu Koreańskiego, by sprawdzać, czy Korea Północna nie przeprowadza prób jądrowych.