Jako pierwszy o rezygnacji Travisa Kalanicka poinformował dziennik „The New York Times”. Uber, który jest aktualnie obecny w 66 krajach oraz w ponad 500 miastach, w pierwszym kwartale 2017 roku odnotował straty. Z tego powodu ze stanowiska odszedł Gautam Gupta, dyrektor finansowy. Firma w ostatnich miesiącach poniosła też duże straty wizerunkowe. Do protestów taksówkarzy, które odbywały się w wielu krajach, doszły także oskarżenia o zaniżanie zarobków kierowców czy przypadki molestowania klientów. Ponadto, kiedy po zamachu w Manchesterze Uber podniósł stawki za przewóz osób, wielu Brytyjczyków deklarowało, że nigdy więcej nie skorzysta z usług tej firmy, ponieważ jej właściciele chcą zarabiać na ludzkiej tragedii.
Z doniesień „New York Times” wynika, że według części udziałowców winę za wpadki Ubera ponosił właśnie Travis Kalanick. Po decyzji o przejściu na przymusowy urlop Kalanick pod naciskiem inwestorów podał się do dymisji. Na rezygnację ze stanowiska miał najbardziej naciskać fundusz Benchmark, czyli jeden z największych udziałowców Ubera. Finalnie Kalanick przestał być formalnie CEO, jednak nie odejdzie całkowicie z firmy. Z opublikowanego przez niego oświadczenia wynika, że zachowa miejsce w zarządzie. – Kocham Ubera, ale w tym trudnym momencie w życiu moim i firmy postanowiłem zaakceptować apel inwestorów o moje odejście ze stanowiska. Zrobiłem to po to, by Uber zamiast wypalać się kolejnymi wewnętrznymi walkami, mógł powrócić na ścieżkę dalszego budowania i rozwoju – wyjaśnił.