W ostatnich tygodniach w Europie coraz głośniej mówi się o braku solidarności ze strony części państw Europy Wschodniej w obliczu kryzysu migracyjnego i problemu relokacji uchodźców. Największa krytyka spada na Węgry i Polskę, których rządy najgłośniej wyrażają swój eurosceptycyzm. Podczas zjazdu partii SPD w Dortmundzie, do sprawy odniósł się przewodniczący tej partii Martin Schulz. Polityk jest kandydatem na kanclerza Niemiec i jako jedyny ma szansę odebrać to stanowisko Angeli Merkel.
Czytaj też:
Macron krytykuje przywódców Europy Wschodniej i przypomina słowa Geremka
– Europa ma nowe problemy. Są w niej rządy, które kwestionują tolerancję i otwartość na świat - na przykład rząd w Budapeszcie, rząd Viktora Orbana, twórcy pojęcia „nieliberalna demokracja”, cokolwiek miałoby to oznaczać. Albo rząd w Warszawie, którego pierwszą czynnością urzędową było zakwestionowanie niezależności Trybunału Konstytucyjnego i atak na wolność mediów – mówił Schulz, prezentując swoje polityczne poglądy członkom partii.
Niemiecki polityk ubolewał nad faktem, że w swoich staraniach na forum Unii Europejskiej o skorygowanie polityki Polski i Węgier, nigdy nie otrzymał wsparcia kanclerz Angeli Merkel. – Poruszałem ten temat niezliczoną liczbę razy na posiedzeniach Rady Europejskiej i nigdy nie uzyskałem poparcia od szefowej niemieckiego rządu – oświadczył. Przyznał, że Merkel potrafiła twardo naciskać w sprawach ekonomicznych, ale w przypadku wartości nie interweniowała. – Tam, gdzie chodziło o obronę praworządności i demokracji w Unii Europejskiej, nie można było od niej usłyszeć niemal nic lub zupełnie nic – stwierdził. Zapewnił, że sam jako kanclerz będzie dbał także o ten element.
Czytaj też:
„Sueddeutsche Zeitung” ostro o Kaczyńskim. „Polskie władze są obrażone”