Według amerykańskich urzędników, na jesieni 2016 roku kilku amerykańskich dyplomatów miało się skarżyć na problemy ze słuchem. Po wizytach u specjalistów problem nie został rozwiązany, ponieważ lekarze nie wiedzieli, co dolega urzędnikom. Po kilku tygodniach u niektórych urzędników pojawiły się tak poważne problemy zdrowotne, że musieli oni zakończyć swoją służbę na Kubie i wrócić do Stanów Zjednoczonych.
Po miesiącach śledztwa okazało się, że dyplomaci byli narażeni na działanie urządzeń, które wydawały z siebie dźwięki niesłyszalne dla człowieka. Miały one zostać umieszczone w pobliżu rezydencji, w których mieszkali przedstawiciele Stanów Zjednoczonych. Szkodliwe działanie urządzenia doprowadziło do poważnych problemów ze słuchem u sześciu dyplomatów. Amerykańscy lekarze orzekli wówczas, że tracą oni słuch.
Z najnowszych doniesień, które przekazują amerykańskie media, wynika, że dyplomaci byli na Kubie narażeni na coś, co nazwano „atakiem akustycznym”, a ich problemy ze słuchem mogą być spowodowane o wiele poważniejszymi zdrowotnymi urazami. CBS News w ostatnią środę poinformowało, powołując się na ustalenia lekarzy zajmujących się sprawą, że u dyplomatów uskarżających się na problemy ze słuchem, mogło dojść do lekkiego urazowego uszkodzenia mózgu. Medycy podejrzewają u nich także uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego.