Kiedy armia iracka odbijała Mosul z rąk dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego, uwagę całego świata zajmowała liczba pokonanych bojowników i ogromny sukces w walce z bojownikami. Tymczasem okazuje się, że po ekstremistach islamskich pozostał pewien problem. Brytyjski dziennik The Independent zwraca uwagę na problem blisko 1400 żon oraz dzieci porzuconych przez bojowników po wkroczeniu do Mosulu irackiej armii.
Kobiety pochodzą w większości z Turcji oraz dawnych krajów ZSRR m.in. z Azerbejdżanu, jednak są wśród nich również obywatelki Unii Europejskiej m.in. Niemiec czy Francji.
Pochodzenie kobiet nadal jest weryfikowane przez służby. Na chwilę obecną doliczono się 13 różnych narodowości. Byłe rodziny dżihadystów są obecnie przetrzymywane w specjalnym obozie koło Mosulu. Armia czeka na decyzję rządu, jakie dalsze kroki powinny zostać podjęte wobec żon i dzieci dawnych terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego. Porucznik irackiej armii Ahmed al-Taie zapewnił jedynie, że wszystkie osoby przebywające w obozie są dobrze traktowane.
Dziennikarz agencji Reutera dotarł do jednej z kobiet, która podaje się za Francuzkę czeczeńskiego pochodzenia. Kobieta deklaruje, że chce wrócić do Francji. Twierdzi, że do kalifatu zabrał ją mąż obiecując dostatnie życie. Inna Francuzka, pochodząca z Algierii dodaje, że nikt z jej rodziny nie wie, że była żoną dżihadysty. 27-latka także utrzymuje, że została zmuszona do wyjazdu do tzw. Państwa Islamskiego. Kilka tygodni temu od wybuchu pocisku miał zginąć jej 5-letni syn. Władze Iraku podkreślają, że będą negocjować z poszczególnymi rządami powrót kobiet do swoich krajów. Mogą jednak napotkać na duży opór, ponieważ światowi przywódcy obawiają się powrotu zradykalizowanych żon islamistów, które mogą próbować zbudować w Europie kolejne przyczółki tzw. Państwa Islamskiego.