W środę prezydent Francji pojawił się w Egletons, gdzie czekało na niego około 150 osób, które zostały zwolnione z firmy GM&S. Pomiędzy protestującymi a policją doszło do przepychanek, a Macron skomentował całą sytuację w prywatnej rozmowie, która została nagrana. – Zamiast robić burdel, niektórzy z nich powinni lepiej pójść sprawdzić, czy nie dostaną tu pracy - mówił zdenerwowany polityk, nawiązując do znajdującej się w pobliżu huty aluminium borykającej się z niedoborem pracowników. – Część z nich powinna mieć do tego kwalifikacje – kontynuował prezydent, podkreślając, że robotnicy wcale nie mają daleko do innego zakładu pracy.
Wypowiedziane w emocjach słowa Macrona podchwyciły stacje telewizyjne i inne francuskie media. Krytycy poczynań 39-letniego prezydenta uznali je za kolejny dowód jego oderwania od rzeczywistości i braku szacunku dla zwykłych ludzi. Macron, były bankier, często przedstawiany jest jako „prezydent bogatych”.
W obronie prezydenta stanął rzecznik prasowy Pałacu Elizejskiego Bruno Roger-Peti, który na Twitterze przekonywał, że media i przeciwnicy polityczni kolportują nieprawdziwy przekaz i skróconą wersję nagrania. „Niezgodne z prawdą i wyrwane z kontekstu” – skomentował Roger-Peti. „Emmanuel Macron podkreślał, że na każdym powinna spoczywać odpowiedzialność w kwestii poszukiwania zatrudnienia” – wyjaśniał, używając daleko bardziej dyplomatycznego języka, niż jego pracodawca.
Reuters podkreśla, że to nie pierwszy raz, gdy Macron niszczy swój wizerunek „grzecznego chłopca”. Z jego wygładzonymi przemówieniami kontrastuje codzienny język prezydenta, który przebija się do mediów. W zeszłym miesiącu polityk mówił o „nieudacznikach” i „leniach”, którzy opierają się reformom. W czerwcu polityk został nagrany, gdy w centrum startupowym mówił o „tych, którzy osiągnęli sukces i tych, którzy są niczym”.