Jak podaje portal 112.ua, informację o ataku podało jako pierwsze biuro prasowe polityka. „W czasie, gdy wychodził z siedziby telewizji Espreso, doszło do wybuchu. Ihor Mosijczuk został ranny, jest wieziony do szpitala” - brzmiał komunikat opublikowany w środę wieczorem. Wskutek zamachu zginęły dwie osoby - ochroniarz Mosijczuka i inny mężczyzna, którego tożsamości nie podano.
Polityk przeszedł operację, jest przytomny. Na jego profilu na Facebooku opublikowano oświadczenie. „Uważam, że zleceniodawcy są w Moskwie. Wykonawcy - w Kijowie. Możliwe, że rekrutują się spośród przedstawicieli środowiska patriotycznego. To pierwszy zamach na polityka takiego szczebla na Ukrainie” – zaznaczył Mosijczuk.
„Żyję tylko dzięki śmierci mojego ochroniarza Rusłana, który był berkutowcem i w 2013 roku stał po drugiej stronie barykady. A wczoraj został zabity ratując mnie - narodowca. Życie nie jest czarno-białe. By zwyciężyć, musimy sobie to uświadomić” – napisał polityk, który złożył też kondolencje rodzinie zabitego ochroniarza. Deputowany dodał, że doznał urazu prawej strony ciała, ale operacja zakończyła się sukcesem.