Spływ popiołów, zwany na Filipinach „lahar”, zalał pobliskie miejscowości. Szacuje się, że ze zboczy wulkanu spłynęło niemal 9 milionów metrów sześciennych popiołu podczas ulewy, która miała miejsce w nocy z 27 na 28 stycznia. Na domy mieszkańców mogą również staczać się głazy.
Teren wokół Mayon ewakuowano. Z niebezpiecznej strefy rozciągającej się na dziewięć kilometrów uciekło niemal 75 tysięcy ludzi. W akcję zaangażowane jest wojsko oraz służby ratownicze. – Zagrożenie jest naprawdę duże i wzywamy każdego, aby podporządkował się zarządzeniom władz – powiedziała Mariton Bornas, szefowa agencji monitorującej aktywność wulkanów. – Okoliczne miejscowości są w dużym niebezpieczeństwie, lahar może przenosić gruz, głazy, pogrzebać domy i zniszczyć wiele obiektów na swojej drodze – dodał.
Według danych wulkan Mayon wciąż pozostaje aktywny i stanowi zagrożenie. Wypluwał on lawę i popiół przez ostatnie dwa tygodnie i przewiduje się, że w ciągu kilku dni może dojść do poważnej erupcji. Mayon jest najaktywniejszym wulkanem Filipin, jego erupcje notowane są od roku 1616. Najtragiczniejszy w skutkach był wybuch z 1 lutego 1814, który zniszczył wiele okolicznych miejscowości i spowodował ponad 1200 ofiar śmiertelnych.