Nie jest to sprawa nowa. O tym, że VW stosuje skandaliczne praktyki i oszukuje klientów wiadomo przecież nie od dziś. W USA koncern płaci wielomilionowe odszkodowania za kłamanie w sprawie ekologicznych rzekomo silników diesla, których niskoemisyjność osiągana była poprzez montowanie w autach oprogramowania, fałszującego pomiary.
Jednak w UE niewiele w tej sprawie dotąd zrobiono, głównie z powodu nacisków niemieckiego rządu, obawiającego się wpędzania w kłopoty kury, znoszącej złote jajka. Trzeba było dopiero skandalu poruszającego serca a nie tylko kieszenie klientów, żeby sprawa pociągnięcia do odpowiedzialności VW ruszyła z miejsca. Chodzi o ujawnienie, że firma testowała emisję spalin w swoich autach na ludziach i na małpach. Szczególnie te drugie budzą wielkie oburzenie, bo ludzie zgłaszali się do testów na ochotnika. Co nie zmienia faktu, że dla niemieckiej firmy, powołanej do życia przez samego Adolfa Hitlera jako symbol prosperity III Rzeszy jest to wizerunkowa katastrofa, z której bardzo trudno będzie się podnieść.