Petycja powstała z inicjatywy byłego alpinisty Piotra Paczkowskiego, który na co dzień mieszka we Francji. Pod petycją zbierają podpisy internauci z Francji, którzy są pod wrażeniem tego, co zrobili Polacy. Apel został również złożony na ręce republikańskiego senatora Ladislasa Poniatowskiego, który zapewnił, że przedstawi ją w Pałac Luksemburskim. Zgodnie z procedurą, aby dokument trafił do prezydenta Emmanuela Macrona, wcześniej z takim wnioskiem musi wystąpić jeden z ministrów. W komentarzu, który ukazał się na łamach francuskiego dziennika „Le Parisien” podkreślono, że mimo trudnych warunków polscy himalaiści uratowali Elisabeth Revol wykazując się niezwykłym bohaterstwem.
Galeria:
Akcja ratownicza na Nanga Parbat
Akcja ratownicza na Nanga Parbat
W nocy z soboty na niedzielę Denis Urubko i Adam Bielecki dotarli do Elisabeth Revol, którą ewakuowali do obozu C1, gdzie przybył po nich śmigłowiec. Polscy himalaiści dotarli do Francuzki na wysokość 6200-6300 metrów. O niezwykłym wyczynie polskiej ekipy mówi cały świat. W rozmowie z TVN 24 Adam Bielecki przyznał, że kiedy himalaistom udało się znaleźć Francuzkę wzruszył się bardziej niż ona. – Byliśmy zaskoczeni, że tak dużo udało jej się zejść. To dzielna i silna kobieta. W znacznym stopniu pomogła sobie w tej akcji. Byliśmy przekonani, że będziemy musieli się wspinać przez 400 czy 500 m i rano ją znajdziemy. Zaskoczyła nas. Mimo stanu swoich rąk ona tak naprawdę na czworaka metr po metrze schodziła, dzięki temu dotarliśmy do niej jeszcze w nocy – tłumaczył.
Z relacji polskiego himalaisty wynika, że Francuzka kontaktowała i jasno formułowała myśli. – Była niesamowicie odwodniona, miała odmrożone palce, pocieszała nas, że z rękami nie tak źle, ale stopy były w dużo gorszym stanie. Biorąc pod uwagę to, co przeszła, była w dobrym stanie – wyjaśnił. Bielecki opowiadał także o szczegółach samej akcji ratunkowej. – Udało się jej podać leki przeciw odmrożeniu. Nie mieliśmy nawet namiotu, tylko małą płachtę. Udało się napoić ją odżywką w płynie, to jedyne, co mogliśmy zrobić. Przez całą drogę do obozu spuszczaliśmy Eli na linach, teren jest zbyt stromy, by bez użycia rąk mogła samodzielnie schodzić – opowiadał.