Galeria:
Wielki Piątek na Filipinach
Zwykle w Wielki Piątek w wiosce do krzyża przybijanych jest około 20 ochotników. Ich dłonie i stopy przebijane są prawie 8-centymetrowymi gwoździami. Później spędzają oni na krzyżu kilkanaście minut. W tym czasie pod krzyżami czekają ochroniarze, wiwatują ludzie. Inni, którzy pokazać chcą swoją głęboką wiarę, maszerują z drewnianym Krzyżem na plecach lub biczują się do krwi.
Kościół katolicki silnie potępia krwawą tradycję, zaznaczając że obrzęd ten jest zbędnym i szkodliwym przejawem fanatyzmu religijnego.
Media rozpisują się dziś, jak co roku, o najgorliwszym z uczestników rytuału – 53-letnim Rubenie Enaje. W tym roku ukrzyżowany został on już 32 raz. – Przed moim pierwszym ukrzyżowaniem sam wykułem dla siebie gwoździe – opowiada mężczyzna. Zaznacza, że nie raz zrobił także dla siebie krzyż. – Pokutników w mojej wsi po raz pierwszy zobaczyłem, kiedy miałem 7 lat. Byli tam biczownicy, inni nieśli krzyże, jeszcze inni pokonywali kilometry na kolanach. Mój ojciec się biczował. Chodziłem go oglądać razem z wujem i bratem. 15 lat temu ukrzyżował się mój kuzyn, a mój szwagier nosił przez 7 miesięcy krzyż – opowiada. Zaznacza, że przez to, że wychowywał się w takiej atmosferze, stwierdził pewnego dnia, że sam chce brać w tym udział.
Wielu uczestników obrzędu uważa, że ich życie znacząco poprawiło się, od czasu, gdy biorą udział w wydarzeniu. Zwracają także uwagę na to, że mają przez to silniejszą więź z Bogiem, ponieważ cierpiąc, wyobrażają sobie to, jak on musiał się czuć.