„Wielki Marsz Powrotu” zorganizowany został przez rządzące w Strefie Gazy radykalne ugrupowanie Hamas. Przed tygodniem demonstranci zebrali się w pięciu miejscach wzdłuż 65-kilometrowej granicy rozdzielającej Izrael i Strefę Gazy. W piątek lokalne służby medyczne poinformowały o kolejnych siedmiu zabitych, co oznacza, że bilans ofiar śmiertelnych wzrósł do 29 osób. Rannych zostało 295 protestujących, w tym 25 ciężko. Setki innych osób odniosły lekkie obrażenia, spowodowane między innymi działaniem gazu łzawiącego i wdychaniem dymu. Nad granicą unoszą się kłęby czarnego dymu, ponieważ Palestyńczycy palą opony, chcąc utrudnić pracę snajperom.
Informacje o kolejnych zabitych wywołały reakcję organizacji międzynarodowych. Biuro komisarza ONZ ds. praw człowieka w piątek wydało oświadczenie, w którym poinformowało o sygnałach, jakoby izraelskie wojsko miało użyć „nadmiernej siły” wobec protestujących. Zarzuty odpiera sierżant Jonathan Conricus, rzecznik prasowy MON Izraela. - Jeżeli oni (protestujący - red.) atakują ogrodzenie, rzucają koktajle Mołotowa w żołnierzy i podejmują inne podobne działania, to ci ludzie, buntownicy, mogą też stać się celem - tłumaczył wojskowy