O tej historii pisze „Dziennik Wschodni”. Bartosz Bogusz pochodzi z Lublina, ale od kilku lat mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii, a konkretnie w Reading. To właśnie tam w nocy z 15 na 16 maja wybuchł pożar. Gdy Polak zorientował się, że w domu sąsiadów szaleje ogień, bez zastanowienia ruszył z pomocą.
Akcja ratunkowa
Bogusz w rozmowie z dziennikiem opowiedział, że po godz. 23 usłyszał alarm przeciwpożarowy. – W pierwszej chwili pomyślałem, że to fałszywy alarm, ponieważ zdarzają się takie sytuacje, że np. przez zapalonego papierosa syrena się uruchomi. Później jednak usłyszałem krzyki. Dobiegały zza ściany. Kiedy wyjrzałem przez okno poczułem dym. Był bardzo gryzący. Zobaczyłem też naszą sąsiadkę – relacjonował mężczyzna.
33-letni Lublinianin poprosił przyjaciółkę o wezwanie straży pożarnej, a sam pobiegł do domu sąsiadów. Sąsiadce powiedział, że nie ma żadnej drabiny, ale będzie łapał po kolei jej dzieci, które ta ma wyrzucać przez okno. Kobieta początkowo się wahała, ale w końcu przekazała najmłodsze, 6-miesięczne dziecko Boguszowi. Ten podał niemowlę przyjaciółce i dalej łapał przekazywane przez okno dzieci. Wiedział, że sąsiadki nie będzie w stanie pochwycić, więc przyniósł dwie ogrodowe pufy, na które kobieta skoczyła.
O postawie Bogusza dowiedzieli się lokalni dziennikarze, a artykuł o jego bohaterskiej postawie pojawił się m.in. na łamach „The Sun”. Sąsiadka osobiście podziękowała Polakowi. Kobieta z czwórką dzieci trafiła do szpitala na rutynowe badania, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Czytaj też:
Uratował życie 2,4 miliona noworodków. Teraz przechodzi na emeryturę