Bogaty w gaz ziemny środkowoazjatycki Turkmenistan wybierał w niedzielę następcę zmarłego nagle w grudniu ubiegłego roku Saparmurada Nijazowa, który autorytarnie rządził krajem ponad dwie dekady.
"To doprawdy trudno nazwać wyborami i na pewno nie były (one) ani wolne ani uczciwe" - powiedział portugalski członek Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE Joao Soares.
Był obecny w stolicy Turkmenistanu z czterema innymi członkami Zgromadzenia, by, jak pisze Reuters, poprawić kontakt z tym odizolowanym krajem i podkreślić, że pobyt grupy OBWE nie jest czystą formalnością.
"To, co zobaczyliśmy, nie jest zgodne ze standardami OBWE" - powiedział Soares, lecz jednocześnie przyznał, że dla kraju, "który był pod tak silną władzą (przez tak długo), sam fakt, że próbuje się zrobić coś, co przypomina wolne wybory, jest krokiem naprzód".
Dodał, że nie umożliwiono mu obserwowania liczenia głosów w wyborach, które, zapewne wygra Kurbanguły Berdymuchammedow pełniący obowiązki szefa państwa.
Poza grupą ze Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE, organizacja ta wysłała do Turkmenistanu dziewięciu innych obserwatorów, lecz zapowiedziała, że nie ogłosi oficjalnego komunikatu na temat przebiegu głosowania.
pap, ss