Jak informuje serwis iflscience.com, stosowanie „czarnej maści” jest zakazane w większości państw na świecie. W dobie internetu i samozwańczych szarlatanów ten specyfik stał się znowu popularny. W ubiegłym miesiącu australijska gazeta „The Age” napisała o śmierci pielęgniarki, która chorowała na raka jajnika. Kobieta, która była wyszkoloną, inteligentną i odnoszącą sukcesy przedstawicielką służby zdrowia, odstąpiła od standardowego leczenia na rzecz stosowania „czarnej maści”. To skończyło się dla niej tragicznie, a do jej zgonu w dużej mierze mógł przyczynić się ten specyficzny środek.
Niebezpieczny środek
– Każdy, kto cierpi na raka lub zna kogoś, kto choruje, rozumie strach i desperację ludzi, którzy się z tym zmagają – powiedziała Nicole Kornspan, specjalistka ds. bezpieczeństwa konsumentów w FDA, czyli Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków. – Może pojawić się wielka pokusa, by chwytać się wszystkiego, co wydaje się stwarzać szansę na wyleczenie – dodała.
Wiemy już, dlaczego niektórzy uciekają się do stosowania „czarnej maści”. Ale czym właściwie jest ten środek? Jest to gęsta maź reklamowana jako lekarstwo na nowotwory podstawnokomórkowe, płaskokomórkowe i czerniaka. W skład maści wchodzi chlorek cynku oraz sanguarinina, czyli toksyczny ekstrakt roślinny. Specyfik jest w stanie zniszczyć niektóre powierzchowne komórki nowotworowe, ale niszczy także zdrowe komórki.
W sieci co jakiś czas pojawiają się zdjęcia ukazujące uboczne skutki stosowania „czarnej maści”. Osoby, które stosowały ten środek mają dziury w ciele oraz rozległe blizny. Pojawia się zakażenie, które skutkuje trwałym oszpeceniem. Jak powiedział dermatolog Mark Eliason, błędem jest myślenie, że środek ten niszczy raka. W rzeczywistości uszkadza wszystko, czego dotyka. Nie brakuje jednak ludzi, którzy w internecie promują „czarną maść” i sprzedają ją żerując na naiwności i desperacji ciężko chorych osób.
Czytaj też:
Pizza może być zdrowa. Ta uchroni cię przed rakiem i chorobami serca