W Singapurze odbyło się historyczne spotkanie Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem. Oczy całego świata były zwrócone na obu przywódców. Uwagę mediów przykuł także osobliwy zwyczaj północnokoreańskiego dyktatora, który przyjechał z własnym sedesem. Jak podał portal businessinsider.com, nie jest to nic nowego, ponieważ Dzon Un zawsze podróżuje z kilkoma toaletami.
Najwyższy przywódca nie korzysta z publicznych toalet
Już w 2015 roku Daily NK, czyli południowokoreańska storna internetowa poświęcona wiadomościom z kraju północnego sąsiada informowała, że toalety znajdują się nie tylko w osobistym pociągu Dzong Una, ale także w jego samochodach, niezależnie od tego, jakiej są wielkości i czemu służą. Sedesy zamontowano m.in. w specjalnie zaprojektowanych pojazdach do jazdy po terenie górzystym czy po śniegu. Dziennikarze portalu przytaczali opinię anonimowego informatora, który powiedział, że „w społeczeństwie nie do pomyślenia jest, by Sureyong musiał korzystać z publicznej toalety tylko dlatego, że podróżuje po kraju”. Sureyong to koreański termin oznaczający „najwyższy przywódca”.
Okazuje się, że to niejedyny powód, dla którego Dzong Un podróżuje z własną toaletą. Według „The Chosun Ilbo”, czyli południowokoreańskiej gazety, takie rozwiązanie uniemożliwia wgląd nurków w... stolec i mocz przywódcy. Potwierdził to Lee Yun-Keol, który w przeszłości był członkiem północnokoreańskiego dowództwa straży przybrzeżnej. „Stolec i mocz Dzong Una zawierają informacje na temat jego stanu zdrowia, więc nie można tego nigdzie zostawić” – argumentował.
Jak podaje businessinsider.com, w styczniu jeden z północnokoreańskich oficjeli sugerował, że Stany Zjednoczone mogą wysadzić w powietrze osobistą toaletę Dzong Una, by wzbudzić w nim strach.
Czytaj też:
Historyczny szczyt w Singapurze. Trump i Kim Dzong Un podpisali ważny dokument