Talibowie, krykiet i bomba atomowa, czyli wybory w Pakistanie

Talibowie, krykiet i bomba atomowa, czyli wybory w Pakistanie

Wybory w Pakistanie
Wybory w Pakistanie Źródło: Newspix.pl / ABACA
Nie tylko w Polsce polityka dostarcza mrożących krew w żyłach emocji. W Pakistanie w walce o władzę starli się wspierany przez armię sportowiec celebryta i premier, który siedzi w więzieniu a języczkiem u wagi był żyjący na wygnaniu w Londynie kombinator, trzęsący finansowym centrum kraju.

Imran Khan ogłosił zwycięstwo w wyborach w Pakistanie. W Polsce to nazwisko i ten kraj mało komu coś mówi. Spieszę więc donieść, że chodzi o bożyszcze azjatyckiego krykieta, byłego playboya i bohatera narodowego 200 milionowego kraju, dysponującego większą ilością głowic nuklearnych niż Korea Płn. czy Izrael. Karierę sportową Imran Khan zakończył lata temu, z rozrywkowym trybem życia też już dawno zerwał, idąc do wyborów jako pobożny reformator, wspierający finansowo szkoły koraniczne, z których wywodzą się talibowie. Za plecami ma też armię, która od 70 lat odgrywa decydującą rolę w pakistańskiej polityce.

Po drugiej stronie barykady stał premier Nawaz Sharif, odsunięty od władzy a w końcu nawet wsadzony do więzienia za korupcję, przez co musiał w swoim zastępstwie wystawić w roli lidera partii swojego brata. Na trzecim miejscu kręcił się Bilawal Bhutto, syn zamordowanej przez islamistów byłej premier Benazir Bhutto. Jeszcze jako student Oxfordu Bilawal tuż po śmierci matki został liderem największej liberalnej partii w kraju.Języczkiem u wagi w tych wyborach był Altaf Hussain, polityk oskarżony o zlecanie morderstw, zdradę, podżeganie do przemocy i nienawiści, co nie przeszkadza mu mieszkać spokojnie na wygnaniu w Londynie i kierować stamtąd Karaczi, głównym pakistańskim portem i centrum biznesowym kraju.

O to, żeby ten cyrk na kółkach miał też tragiczny wymiar zadbali za to islamiści, urządzając w dniu wyborczego starcia tych egzotycznych postaci zamach, w którym zginęło ponad 30 osób. Nie ma co czytelników dalej zanudzać brutalnymi szczegółami kampanii, ani programami poszczególnych partii, bo nie to jest tematem tej krótkiej historyjki. Chodzi raczej o pokazanie, że Polska polityka wcale nie sięgnęła dna. Zawsze ktoś tam jeszcze puka od spodu.