Szczegóły tej sprawy wypłynęły 15 sierpnia podczas konferencji rozbrojeniowej w Genewie. Przedstawicielka Departamentu Stanu USA ujawniła, że wystrzelony jesienią zeszłego roku rosyjski obiekt, zadeklarowany jako „inspektor urządzeń kosmicznych” wykonuje od jakiegoś czasu trudne do wytłumaczenia manewry. Mogą one sugerować, że jest to broń, pozwalająca zwalczać satelity telekomunikacyjne i szpiegowskie.
W swoim wystąpieniu w Genewie Yleem Poblete przypomniała, że Federacja Rosyjska od dłuższego czasu pracuje nad ofensywnymi broniami do zastosowania w kosmosie. Dowódca Wojsk Kosmicznych Rosji, generał Aleksander Gołowko miał niedawno poinformować, że wprowadzenie do służby nowych rodzajów broni jest priorytetem dla podległych mu jednostek. Jest to realizacja nowej doktryny wojskowej, nakreślonej jeszcze wiosną przez Władimira Putina. Amerykanie obawiają się, że nowe rosyjskie satelity mogą być wyposażone w lasery lub silne nadajniki mikrofalowe, umożliwiające zakłócanie lub wręcz niszczenie urządzeń kosmicznych, uznanych za wrogie.
Moskwę oburzyło wystąpienie pani Poblete. Przedstawiciel MSZ Rosji nazwał je bezpodstawnymi oszczerstwami opartymi na przypuszczeniach. Coś jednak jest na rzeczy, skoro nie dalej jak miesiąc temu, 18 lipca Donald Trump nakazał armii amerykańskiej utworzenie specjalnych sił kosmicznych, które zadbałyby o bezpieczeństwo USA w przestrzeni pozaziemskiej. Jakkolwiek komicznie brzmiałyby te kosmiczne aspiracje Trumpa, nie ma w nich nic śmiesznego. Rosjanie już trzy lata temu wydzielili specjalnej jednostki kosmiczne w swojej armii, łącząc siły powietrzne z jednostkami obrony powietrznej kraju. Właściwie była to reaktywacja formacji, istniejącej w Rosji od 1992 roku a mającej tradycję z czasów sowieckich, sięgającą roku 1967.
Czytaj też:
PETA wzywa do bojkotu filmu z udziałem polskiego aktora. Na planie zginęło pięć bizonów?