– Cristhian Bahena Rivera był dobrym pracownikiem, który pojawiał się na czas w pracy. Zajmował się krowami, dobrze dogadywał się ze swoimi współpracownikami – przekazał Dane Lang, menedżer Yarrabee Farms na Brooklynie w stanie Iowa. Lang poinformował, że Rivera wciąż przychodził do pracy po tym, jak 18 lipca zaginęła 20-latka. – Nikt nie widział różnicy w jego postawie. Jego koledzy byli zdumieni, jak we wtorek dowiedzieli się o tym, co zrobił. Poinformowano nas także, że w rzeczywistości nazywał się inaczej, niż myśleliśmy – mówił Lang.
Menedżer Yarrabee Farms powiedział, że Rivera zatrudniony został w 2014 roku i wówczas przedstawił dokument tożsamości wydany przez rząd, w którym znajdowało się jego zdjęcie i inne nazwisko, niż to, które jest podawane w mediach. Miał ponadto kartę ubezpieczenia społecznego. Informacje dotyczące jego tożsamości zostały sprawdzone przez system weryfikacji zatrudnienia Social Security Administration i nie wykazano żadnych nieprawidłowości.
Słowa Trumpa zaważą na procesie?
Adwokat Rivery Allan Richard przyznał w środę, że jego klient otrzymywał swoją pensję pod innym nazwiskiem, jednak nie był pewien swojego statusu imigracyjnego. Zaznaczył przy tym, że jego klient był legalnie w kraju, ponieważ przyjechał do USA jako nieletni, od lat pracował i płacił podatki.
Richard odniósł się też do tego, jak prezydent Donald Trump publicznie ogłosił winę Rivery podczas wtorkowego wiecu. Adwokat zaznaczył, że jego klient nie był wcześniej karany i zasłużył na domniemanie niewinności i uczciwy proces. – To smutne i niepokojące, że słowa Trumpa mogą wpłynąć na proces. Pojawiły się w mediach i zatruwają myślenie członków jury – dodał.
Czytaj też:
Morderstwo Mollie Tibbetts. Policja: 24-letni imigrant doprowadził nas do ciała