Większość ofiar to Pakistańczycy. Zginęło też kilku Hindusów z ochrony międzynarodowego pociągu.
Rząd Pakistanu w poniedziałek rano potępił tego rodzaju "akt terroru", wymierzony przeciwko "pociągowi przyjaźni", przekazując wyrazy współczucia rodzinom ofiar. Rzecznik MSZ Tasnim Aslam, który przedstawił oświadczenie, wyraził też nadzieję, że indyjskie władz przeprowadzą szczegółowe śledztwo i znajdą winnych zamachu.
Sanyaja Baru, rzecznik premiera Indii Manmohana Singha wcześniej zakomunikował, że na podstawie zebranych dowodów można stwierdzić, iż pożar, jaki wybuchł w ekspresie jadącym ze stolicy kraju Delhi do Pakistanu, wywołany został przez "akt terroru".
Władze indyjskie już w pierwszych godzinach po katastrofie sugerowały, że przyczyną pożaru w międzynarodowym pociągu na głównej linii kolejowej prowadzącej z północnych Indii do Pakistanu był akt sabotażu i że mógł go zapoczątkować wybuch ładunku, podłożonego prawdopodobnie pod torami. Z ostatnich informacji wynika, że ratownicy znaleźli w spalonych wagonach dwie walizki, w których prawdopodobnie ukryto zdetonowane ładunki. Dwie inne walizki z bombami domowej produkcji i butelkami z benzyną znaleziono w wagonach, które ocalały. Terroryści prawdopodobnie nie zdołali zdetonować tych ładunków. To - zdaniem władz - ostatecznie potwierdza tezę o zamachu.
"Samjhauta Express" łączący stolicę Indii Delhi z miastem Lahaur w północnym Pakistanie zapalił się w pobliżu miasta Panipat, ok. 80 km na północ od Delhi. Pożar wybuchł ok. północy w niedzielę czasu miejscowego (ok. 19:30 czasu polskiego).
Zdaniem indyjskich kół rządowych, celem zamachowców było podważenie indyjsko-pakistańskich procesów pokojowych. Do ataku doszło na dzień przed planowanym przyjazdem do Delhi pakistańskiego ministra spraw zagranicznych Khursheeda Kasuriego, mającego rozmawiać tu na temat pogłębienia pokojowych procesów między dwoma krajami.pap, ss