Jak podaje CNN, do strzelaniny doszło w szpitalu Mercy Hospital w Chicago. Ze wstępnego dochodzenia wynika, że napastnik przyszedł do szpitala z zatrudnioną tam kobietą. Jeszcze na parkingu para zaczęła się kłócić. Wówczas interweniował znajomy kobiety. To na tyle rozzłościło napastnika, że podniósł koszulkę, pokazał broń i kazał przyjacielowi partnerki uciekać.
Przemoc domowa w tle
Gdy na miejsce wezwano policję, mężczyzna otworzył ogień. Postrzelił swoją partnerkę oraz zaczął strzelać do funkcjonariuszy. Rany, które odniósł jeden z nich, okazały się śmiertelne. Samuel Jimenez, który rozpoczął służbę w lutym 2017 roku, osierocił trójkę dzieci.
– Strzelanina jest traktowana jako incydent na tle przemocy domowej – wyjaśnił Eddie T. Johnson z lokalnej policji. Mundurowy dodał, że napastnik także zmarł, chociaż wciąż nie jest jasne, czy w wyniku postrzelenia przez jednego z funkcjonariuszy, czy sam odebrał sobie życie. Oprócz partnerki mężczyzny i Jimeneza, zginęła jeszcze jedna osoba z personelu szpitalnego.
Jeden ze świadków zeznał, że napastnik wtargnął także do szpitalnego budynku. – Nie mam nawet słów, by opisać to, co czułem – przyznał. Oficer Johnson z policji podkreślił z kolei, że gdyby nie sprawna akcja funkcjonariuszy, być może ofiar byłoby więcej.
twitterCzytaj też:
Zidentyfikowano sprawcę strzelaniny w Kalifornii. To 28-letni były żołnierz