Jak donosi BBC, do zdarzenia doszło w wieżowcu John Hancoock Center w Chicago. Kilka osób przebywało w znajdującym się na 95. piętrze barze. Po pewnym czasie postanowiły one zjechać na dół, do hotelowego lobby. Jaime Montemayor, który jechał feralną windą razem ze swoją żoną powiedział w rozmowie z mediami, że początkowo nic nie wskazywało na awarię. Po chwili jednak dał się słyszeć hałas, a w kabinie pojawił się pył. Wtedy winda gwałtownie zaczęła opadać. – Myślałem, że zginiemy – przyznał Montemaor.
Akcja ratunkowa
Winda zatrzymała się tuż przed 11. piętrem. Wtedy osoby znajdujące się wewnątrz skontaktowały się z bliskimi. Ci z kolei zawiadomili służby ratunkowe. Na miejsce przyjechali strażacy, którzy od strony garażu zrobili dziurę w ścianie przylegającej do windy. Wówczas udało się uwolnić znajdujące w środku osoby, w tym kobietę w ciąży. Cała akcja trwała około trzech godzin. Żadna z osób przebywających w windzie nie została ranna.
Śledztwo wyjaśni, dlaczego doszło do awarii windy. Nie jest jasne, dlaczego winda nie uderzyła o podłoże i zatrzymała się na 11. piętrze. Strażacy ocenili, że pękły dwie liny podtrzymujące kabinę. Z dokumentacji przedstawionej przez administrację wynika, że ostatni przegląd techniczny windy odbył się w lipcu.
twitterCzytaj też:
Strzelanina w szpitalu w Chicago. Nie żyją cztery osoby