Jak podaje BBC, sobotnia demonstracja „żółtych kamizelek” zaczęła się spokojnie, a zamieszki wybuchły po południu. Wtedy to demonstranci zaczęli rzucać różnymi przedmiotami w kierunku policjantów, a ci odpowiedzieli gazem łzawiącym. Niespokojnie było także w siedzibie rzecznika rządu. Benjamin Griveaux razem ze współpracownikami został ewakuowany z budynku po tym, jak weszli tam demonstranci. Z jego relacji wynika, że manifestujący wybijali szyby w oknach i niszczyli zaparkowane w pobliżu samochody.
Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner przekazał z kolei, że w sobotę w całej Francji protestowało około 50 tys. osób. To więcej niż tydzień temu, ale wciąż mniej niż w listopadzie, gdy demonstrowało 280 tys. osób.
Dlaczego protestują?
Przypomnijmy, Francuzi są oburzeni rosnącymi cenami paliwa. W ciągu ostatnich 12 miesięcy cena diesla wzrosła o 23 proc. W grudniu litr kosztował średnio 1,51 euro, osiągając najwyższy pułap od 2000 roku, a od stycznia 2019 roku zaplanowano kolejne podwyżki - o 6,5 centa na diesla i 2,9 centa na benzynę. Przemawiając w środę 14 listopada, Emmanuel Macron bronił się, twierdząc że za wzrosty cen na stacjach paliw odpowiada sytuacja na światowym rynku paliwa. Z kolei w noworocznym przemówieniu podkreślił, że rząd będzie kontynuował swój program reform.
Jeszcze miesiąc temu AFP podawała, że według badania przeprowadzonego przez instytut Elabe, protesty popiera około 3/4 Francuzów, a blisko 70 proc. domaga się cofnięcia podwyżki podatków. Ponad połowa osób, które w wyborach prezydenckich głosowały
Czytaj też:
Policja z Wielkopolski opublikowała nietypowy filmik. Nie wszystkim się spodobał