Boeing 737 MAX 8 rozbił się 10 marca, kilka minut po starcie z lotniska w stolicy Etiopii. Omówiony dziś wstępny raport wciąż jednoznacznie nie obarczył nikogo winą za to zdarzenie, ani nie przedstawił dokładnej analizy feralnego lotu. Wiadomo jednak, że to nie piloci zawinili.
Minister transportu Etiopii Dagmawit Moges zaznaczyła, że samolot Ethiopian Airlines, zanim uderzył w ziemię, wielokrotnie znajdował się w niekontrolowanym położeniu nosem w dół. Mogło to być spowodowane błędnym działaniem systemu MCAS, który w założeniu ma nie pozwolić na przeciągnięcie, czyli utratę siły nośnej samolotu, poprzez automatyczne kierowanie zbyt zadartego dziobu samolotu w dół. To właśnie prawdopodobnie zdarzyło się w tym przypadku.
W odpowiedzi na wstępny raport na temat przyczyn katastrofy, Tewolde GebreMariam, dyrektor generalny Ethiopian Airlines, napisał w oświadczeniu, że jest bardzo dumny z wysokiego poziomu zawodowego profesjonalizmu pilotów.
Katastrofa w Etiopii
Do katastrofy samolotu etiopskich linii lotniczych doszło w niedzielę 10 marca tuż po starcie z lotniska w Addis Abebie. Maszyna, która leciała do stolicy Kenii, zniknęła z radarów zaledwie sześć minut po starcie. Z oficjalnych informacji przewoźnika wynika, że na pokładzie znajdowało się 149 pasażerów (obywateli 33 państw) i ośmiu członków załogi. Nikt nie przeżył. Wśród ofiar było dwoje Polaków.
Do podobnej tragedii doszło w październiku ubiegłego roku. Wówczas to spadł Boeing 737 MAX 8 indonezyjskich linii Lion Air. Lecąca ze stolicy Indonezji na wyspę Sumatra maszyna runęła do morza 15 km od brzegu. Zginęło 189 pasażerów i członków załogi.
Czytaj też:
Boeing zmienił oprogramowanie w samolotach. To następstwo dwóch katastrof