Historię Dela Halla przedstawił portal USA Today. Mieszkający w Cincinnati 43-latek jeszcze przed rozpoczęciem Wielkiego Postu postanowił, że podejmie nietypowe wyzwanie. Na co dzień pracuje jako dyrektor sprzedaży w browarze, więc picie piwa nie jest mu obce. W czasie poprzedzającym święta wielkanocne żywił się złocistym trunkiem, które stanowiło jedyne źródło kalorii. – Piwo nie jest takie złe, jak ludzie myślą. Wszystko w nadmiarze jest złe, a przeciętna amerykańska dieta zabija szybciej niż piwo rzemieślnicze – wyjaśnił.
Powrót do normalnego odżywiania
Jeszcze przed rozpoczęciem postanowienia zapowiadał, że inspirował się życiem zakonników. – Tak jak mnisi robili to w XVII wieku, zamierzam robić to samo. Niekoniecznie chodzi o utratę wagi, ponieważ wyzwaniem jest powtórzenie tego, co robili oni – wyjaśniał. Chociaż po drodze pojawiało się wiele pokus, 43-latek dokończył wyzwanie. Pił od dwóch do pięciu piw dziennie, dołączając do tego kawę i wodę. Teraz powtarza, że czuje się bardzo dobrze, a post wpłynął korzystnie na stan jego zdrowia.
„Skutkiem ubocznym” postu była utrata 18 kg wagi. Po jego zakończeniu Hall rozpoczął stopniowe powracanie do normalnego stylu odżywiania. Zaczął od rosołu, przechodząc przez spożywanie warzyw gotowanych na parze, a na koniec dołączył do diety mięso.
Czytaj też:
„Pijanym narodem łatwiej rządzić” – tak mówiono za komuny. Dziś pijemy jeszcze więcej