W przypadku poprzednich wyborów na szefa Komisji Europejskiej zastosowano tzw. system spitzenkandidata. Polega on na tym, że każda z frakcji w PE wybiera swojego wiodącego kandydata i to właśnie ten polityk ma największe szanse na objęcie urzędu szefa KE. Największe prawo głosu ma najliczniejsza frakcja w PE. W tym roku jednak tak się nie stało. W negocjacjach przepadł zarówno Manfred Weber wystawiony przez EPP, jak i Frans Timmermans z S&D
Jean-Claude Juncker wskazywał na brak transparentności przy wyborze swojej następczyni – Ursuli von der Leyen. Według polityka negocjacje nie były wystarczająco przejrzyste. – Byłem pewien, że wejdę do historii. Zawsze miałem wrażenie, że tak się stanie, ale nie w taki sposób. Jestem wyjątkowym facetem. Byłem pierwszym i ostatnim spitzenkandidat – ocenił.
O tym, czy wybrana w negocjacjach szefów państw i rządów niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen obejmie stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej zadecydują europosłowie na posiedzeniu 15 lipca.
Czytaj też:
Paweł Kukiz ma 10 dni na zawarcie porozumienia przed wyborami. Oto ustalenia klubu Kukiz'15