Danny Polaris pochodzi z walijskiego Swansea, ale na co dzień mieszka w Berlinie. Teraz stało się o nim głośno za sprawą nietypowego schorzenia, który opisał „The Sun”. Polaris, który zawodowo zajmuje się jazzem, poszedł ostatnio na imprezę. Wcześniej zażył Viagrę, a po powrocie do domu dał się przekonać towarzyszącej mu pielęgniarce do wstrzyknięcia w penisa wzmacniacza erekcji. – To jedna z najgorszych decyzji w moim życiu – przyznał Polaris.
Grozi mu amputacja
Następnego dnia mężczyzna odkrył, że wciąż ma erekcję. Nie chciał jednak iść do lekarza i postanowił „leczyć” się w domowy sposób. Obłożył genitalia lodem i czekał, aż problem minie. Dwa dni później problem wciąż nie znikał, a Walijczykowi towarzyszył intensywny ból. W szpitalu zdiagnozowano priapizm, czyli długotrwałą, bolesną erekcję niewywołaną podnieceniem seksualnym.
Lekarze usunęli już część krwi z penisa mężczyzny i robią co mogą, by uniknąć amputacji przyrodzenia. Sytuacja jest na tyle poważna, że przyjaciele Polarisa uruchomili już internetową zbiórkę pieniędzy. Środki zostaną przeznaczone na leczenie, ewentualną psychoterapię Walijczyka oraz zabieg rekonstrukcji penisa.
Czytaj też:
Szukali partnerów do trójkąta przez aplikację. Ujawniono dane użytkowników m.in. z Białego Domu
Danny Polaris, który cierpi na wstydliwy problem