Jak opowiedziała w rozmowie z Polsat News pani Agnieszka, która wraz z mężem i dwójką dzieci wypoczywa na Cyprze, wystrzały przypominające fajerwerki obudziły rodzinę około godziny 1:30 w nocy. – Nad okolicą unosiła się łuna. 20 minut później nastąpiła potężna eksplozja, po której zasłoniliśmy kotary w oknach – wyjaśniła kobieta. – Zebraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegliśmy na korytarz. Było tam pełno ludzi, na podłodze leżały drzwi od kilku pokoi hotelowych – dodała.
Polacy schronili się w pokoju po drugiej stronie hotelu. Jak wyjaśniła kobieta, nie mogli się ewakuować, ponieważ schody znajdowały się z tej samej strony, z której dochodziły wybuchy. Przy nich z kolei była szklana ściana, więc było to niebezpieczne. Tak czekaliśmy godzinę, bez żadnych informacji. Mieliśmy skojarzenia z jakimś atakiem militarnym, jakby spadały gdzieś bomby. Każda eksplozja powodowała, że coś się tłukło, trzęsło w hotelu. W recepcji zawalił się sufit – mówiła. Po jakimś czasie po schodach sprowadzono wypoczywających na plażę, gdzie czekają na przeniesienie do innego hotelu.
W wyniku wybuchów rannych zostało kilka osób. 5,5letni syn pani Agnieszki został niegroźnie ranny w głowę.
Czytaj też:
Krowa zraniła 9-latkę. Rodzice chcieli pokazać jej zwierzę z bliska