Parlamentarzyści zdecydowanie sprzeciwili się decyzji trybunału, uznając ją za nielegalną.
Dymisję członków Kongresu uznał jednak rząd twierdząc, że obowiązują one wszystkich, którzy utrudniają proces wyborczy. Minister spraw wewnętrznych Gustavo Larrea zapowiedział, że policja będzie przestrzegała postanowienia trybunału i postara się nie dopuszczać parlamentarzystów na salę obrad.
Środowe wydarzenia są kolejną odsłoną sporu toczącego się między opozycją a sprawującym urząd od 15 stycznia bieżącego roku prezydentem Ekwadoru Rafaelem Correą.
Correa został wybrany w listopadzie ubiegłego roku i choć nie posiada w parlamencie wielu zwolenników, cieszy się dużą popularnością społeczeństwa. Obywatele przede wszystkim popierają działania zmierzające do ograniczenia wpływu politycznych elit na ważne państwowe instytucje, takie jak Sąd Najwyższy czy trybunał wyborczy.
Prezydent Correa chce m.in. powołać specjalny zespół ds. wprowadzenia zmian w konstytucji. Zmiany miałyby zablokować wpływ parlamentu na instytucje publiczne. Oponenci głowy państwa sądzą jednak, że w rzeczywistości planuje on skonsolidować władzę, naśladując wenezuelskiego przywódcę Hugo Chaveza.
Parlamentarzyści w lutym br. zgodzili się na referendum pod naciskiem opinii publicznej, w tym ulicznych demonstracji zwolenników Correi. Obecnie jednak twierdzą, że prezydent wprowadził nie zaakceptowane przez nich zmiany w treści referendum.
We wtorek 52 członków 100 osobowego jednoizbowego parlamentu podpisało wniosek o dymisję czterech członków trybunału wyborczego, w tym jego przewodniczącego, sądząc, że pozwoli to opóźnić zaplanowane na 15 kwietnia referendum. Trybunał orzekł jednak, że parlamentarzyści złamali tym posunięciem konstytucję, za co zostaną na rok pozbawieni swych praw politycznych. Sankcję objęły łącznie 57 kongresmanów.
Ekwadorscy eksperci nie są jednomyślni, czy posunięcie trybunału jest legalne.
pap, ss