Jonny Halstead mieszkał w angielskim Oldham nieopodal Manchesteru. Chociaż do tragicznego zdarzenia z udziałem 35-latka doszło w środę 29 stycznia, to lokalne media poinformowały o zajściu dopiero kilka dni później. Z relacji portalu Manchester Evening News wynika, że mężczyzna został wiele razy ugryziony przez swojego psa. Na miejsce przyjechały radiowozy i karetka pogotowia, ale 35-latka nie udało się uratować. Świadkowie przekazali z kolei, że podczas interwencji policjanci zastrzelili agresywnie zachowującego się psa.
Atak padaczki?
Prowadzący dochodzenie stwierdzili, że do ataku zwierzęcia doszło podczas „epizodu medycznego”. Nie wyjaśnili wprawdzie co dokładnie kryje się pod tym pojęciem, ale prawdopodobnie mowa tutaj o napadzie epilepsji, na którą mógł cierpieć Halstead. Pies mógł być zdezorientowany tym, co działo się z jego właścicielem i wówczas postanowił zaatakować. Dokładne przyczyny śmierci ma jednak wyjaśnić sekcja zwłok, która odbędzie się w najbliższych dniach.
Znajomi 35-latka uruchomili już zbiórkę pieniędzy, z których zamierzają opłacić pogrzeb. Pod informacjami o jego śmierci można znaleźć z kolei komentarze przyjaciół. „Miałem nadzieję, że się obudzę i to wszystko okaże się koszmarem, ale niestety tak nie jest, a ty naprawdę odszedłeś. Nie mogę tego ogarnąć” – brzmi jeden z nich.
Czytaj też:
Jeleń „znokautował” mężczyznę. Incydent nagrały kamery przed McDonald's
Właściciel został zagryziony przez własnego psa