W czwartek rano znane były dane jedynie z prowincji Hubei. W ciągu dnia Narodowa Komisja Zdrowia Chin ma zamiar udostępnić także statystyki z innych regionów. W epicentrum epidemii dotychczas stwierdzono od początku epidemii 48 206 przypadków zachorowania na koronawirus, a łącznie w Chinach i na świecie – ponad 60 tysięcy.
W prowincji Hubei 33 693 zarażone osoby trafiły do szpitali. 1437 spośród nich znajduje się w stanie krytycznym. Dotychczas 3441 pacjentów zostało uznanych za wyleczonych.
10-krotnie więcej chorych
Chińskie władze tłumaczą, że blisko 10-krotny wzrost liczby zdiagnozowanych przypadków w porównaniu do poprzedniego dnia jest spowodowany zmianą metodologii. Od teraz przekazywane przez Chińczyków dane będą uwzględniać „klinicznie zdiagnozowane przypadki”. Chodzi o pacjentów, u których lekarze stwierdzili wszystkie objawy nowego koronawirusa, ale nie było możliwości wykonania u nich testów laboratoryjnych. Statystyki będą uwzględniać też osoby, które wykazywały objawy koronawirusa, ale zmarły przed przeprowadzeniem testów.
Laboratoria nie nadążają
Skąd taka zmiana? Wielu mieszkańców prowincji Hubei z opóźnieniem otrzymywało pomoc medyczną, ponieważ laboratoria nie są w stanie wykonywać sprawnie tak ogromnej liczny testów. Co za tym szło – leczenie koronawirusa było wdrażane u wielu osób z dużym opóźnieniem, gdy choroba była już zaawansowana. Jak podaje agencja Reutera, pojawiają się doniesienia o pacjentach z prowincji Hubei, którzy tygodniami czekają na diagnozę. Pobrane od nich próbki przesyłane są bowiem do Pekinu, gdzie poddawane są dość czasochłonnym badaniom.
Naukowcy podejmują wysiłki, by przyspieszyć ten proces i uprościć testy, co usprawni diagnostykę. Niezależnie od tego chińskie władze podjęły decyzję, by kwalifikować chorych do przyjęcia do szpitali na podstawie diagnozy lekarza w oparciu o symptomy. Ma to umożliwić pomoc w szybszym czasie większej liczbie chorych i zmniejszyć tempo rozprzestrzeniania się epidemii. Pacjenci leczeni są w specjalnie zbudowanych szpitalach polowych w Wuhan.
Czytaj też:
Podejrzenie koronawirusa pod Warszawą. Są wyniki badań pacjentów