Grupa 12 osób z Polski pod przewodnictwem Jacka Stasińskiego 13 marca poleciała na wyjazd podróżniczy do Sudanu. Wówczas tamtejsza służba zdrowia informowała o tylko jednym przypadku zakażenia koronawirusem, a w ostatnich dniach bilans powiększył się o „zaledwie” jedną osobę. Władze postanowiły jednak profilaktycznie zamknąć lotniska, co utrudniło powrót do kraju obywatelom innych państw, szczególnie tych leżących na terenie Unii Europejskiej. – Władze Sudanu podjęły tę decyzję spontanicznie, bez żadnych wcześniejszych informacji. Lotnisko zostało zamknięte w nocy. W efekcie zostaliśmy po prostu pozbawieni jakichkolwiek możliwości powrotu – wyjaśnił Stasiński w rozmowie z Onetem.
Liczą na pomoc
W normalnej sytuacji Polacy mogliby drogą lądową udać się do Egiptu, Etiopii czy Erytrei i stamtąd odlecieć do Polski. Problem w tym, że otrzymali informację, że nie uda się zorganizować takiego połączenia. – Dodatkowym problemem jest fakt, że np. z Erytreą Unia Europejska nie ma praktycznie żadnych kontaktów. A tu w Sudanie mamy tylko konsula honorowego. Nie ma natomiast polskiej ambasady, z którą moglibyśmy podjąć współpracę – przyznał Stasiński.
Lokalne władze postanowiły jednak ułatwić cudzoziemcom wyjazd z kraju, otwierając na 48 godzin lotnisko w Chartumie. Wprawdzie stamtąd Polacy nie mogą liczyć na bezpośrednie połączenie, ale na piątek zaplanowano lot między Polską a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. – Liczymy, że samolot wysłany do Abu Zabi mógłby mógłby przeprowadzić międzylądowanie w Chartumie i wziąć nas ze sobą – przyznał Stasiński dodając, że on i jego towarzysze liczą na „jakąkolwiek pomoc”. Jego zdaniem sytuacja jest bardzo trudna.
Co jeśli turyści nie wylecą z Sudanu w ciągu 48 godzin? Onet podaje, że wówczas Polacy będą musieli zostać tam co najmniej do końca marca, chociaż władze mogą przedłużyć czas zamknięcia lotnisk. Problem nie dotyczy zresztą tylko Stasińskiego i towarzyszących mu podróżników, ponieważ w stolicy kraju przebywa obecnie 42 obywateli Unii Europejskiej, którzy starają się zorganizować sobie powrót do ojczyzn.
Czytaj też:
Polka mieszkająca w Hiszpanii o walce z koronawirusem: Jesteśmy oburzeni