Po pierwszych informacjach o epidemii, płynących w styczniu tego roku z Wuhan, Korea Północna natychmiastowo zamknęła swoje granice i jak dotąd oficjalnie nie zgłosiła żadnego przypadku COVID-19. Międzynarodowi eksperci nie dają jednak temu wiary, biorąc pod uwagę ogromną liczbę zakażonych i zmarłych w sąsiednich Chinach (odpowiednio 81 i 3,3 tys. osób) oraz Korei Południowej (9,2 tys. przypadków i 131 zgonów). Krajowa propaganda wciąż promuje doktrynę dżucze, czyli samodzielności. Poszczególni urzędnicy, według wiedzy „FT”, nieoficjalnie poszukują jednak wsparcia za granicą.
Portal dziennika twierdzi, że do tej pory w Korei Północnej przetestowano co najmniej 590 osób, które w styczniu wróciły z zagranicznych delegacji. Informator „FT” podkreślał, że władze kraju mają testy i potrafią je przeprowadzić. Problemem jest jednak ich ilość. Rządowe media informują nawet o 10 tysiącach obywateli poddanych kwarantannie. Zagraniczni eksperci oceniający tę sytuację uważają, że Pjongjang każdą osobę zdradzającą objawy traktuje z niezwykłą ostrożnością, ponieważ jest świadomy swojej podatności na ewentualny wybuch epidemii.
Wysoka komisarz ONZ ds. praw człowieka Michelle Bachelet zwracała uwagę na potrzebę niesienia pomocy Koreańczykom. Podkreślała, że należy unikać możliwości doprowadzenia do upadku służby zdrowia każdego kraju, biorąc pod uwagę dramatyczne skutki, jakie dla jego obywateli przyniesie niekontrolowana epidemia. Podkreśla się też, że zamknięcie granic nie zabezpiecza Korei Północnej przed najgorszym. Zablokowanie dostaw przed nadchodzącą porą zasiewów mogłoby poskutkować głodem i po prostu innym kryzysem humanitarnym.
Czytaj też:
Liczba chorych na COVID-19 jest nieporównywalnie wyższa od podawanej? Tak wynika z najnowszej analizyCzytaj też:
Jordania łagodzi politykę ws. koronawirusa. Całkowita kwarantanna doprowadziła do chaosuCzytaj też:
Dwa samoloty lecą z Chin do Polski. „Na pokładzie tony paczek”