Ponad dwumilionowe miasto Guayaquil stało się epicentrum koronawirusa w Ekwadorze – podaje The Washington Post. Z raportów Johns Hopkins University wynika, że tamtejsze władze zgłosiły ponad 1300 przypadków zakażeń oraz 60 zgonów (dla porównania – w całym kraju to ponad 3000 zakażeń oraz 120 ofiar śmiertelnych). Zgonów prawdopodobnie jest więcej, ponieważ ze względu na opóźnienia w przeprowadzaniu testów władze nie aktualizują danych na bieżąco, a część osób umiera bez postawienia diagnozy wskazującej na COVID-19. Skalę problemu widać zresztą na ulicach – część zwłok jest owijana w folię i karton oraz porzucana na chodnikach. Inne zalegają w szpitalach lub domach nie odbierane przez zakłady pogrzebowe.
Nikt nie odbiera ciał
Jorge Wated, który jest szefem rządowej grupy zadaniowej powiedział w rozmowie z gazetą „El Universo”, że w Guayaqui codziennie odbieranych jest 150 ciał. Miejska kostnica jest już przepełniona, a rodziny mają problem z organizacją pogrzebów. – Z każdym dniem jest coraz gorzej – powiedział dziennikarzom Diego Diaz Chamba, który przez pięć dni starał się zorganizować pochówek swojej matce. – Nikt nie odbiera ciał w domach. Jedyną opcją jest pozostawanie bliskich na ulicy lub w szpitalu, jeśli tam zmarli – dodał.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że ratownicy mają ręce pełne roboty. Karetki przyjeżdżają niekiedy na miejsce dopiero kilka dni po zgłoszeniu, a pracownicy domów pogrzebowych przestali już odbierać telefony. Krewni ofiar koronawirusa muszą stać w długiej kolejce przed biurem cmentarnym, by osobiście uzgodnić szczegóły ceremonii. Jest jednak światełko w tunelu – burmistrz miasta Cynthia Viteri zapowiedziała przekazanie szpitalom czterech chłodnic, które posłużą jako tymczasowe kostnice. Do placówek medycznych trafi także 50 tys. zestawów testów na koronawirusa oraz 60 respiratorów.
twitterCzytaj też:
Wielka Brytania. Rekordowy wzrost liczby zgonów, więcej ofiar COVID-19 niż w Chinach