Pierwsza ofiara śmiertelna COVID-19 zmarła w domu, w czasie gdy testy na koronawirusa nie były w USA powszechne i nie ogłoszono jeszcze pandemii.
To jedna z trzech osób, które pośmiertnie włączono do bilansu ofiar koronawirusa w hrabstwie. Dwie kolejne ofiary COVID-19 również zmarły w domu – 17 lutego i 6 marca. Władze Santa Clary zapowiadają dalsze dochodzenia i podejrzewają, że bilans zostanie jeszcze powiększony o inne przypadki sprzed tygodni.
Doniesienia z Kalifornii dowodzą, że racje mają medyczni eksperci, utrzymujący, iż trudne lub nawet niemożliwe jest przedstawianie statystyk dotyczących aktualnego zasięgu epidemii – pisze portal radia NPR.
Do tej pory uważało się, że pierwszy zgon spowodowany koronawirusem miał miejsce 26 lutego w hrabstwie King w stanie Waszyngton, epicentrum epidemii w jej pierwszych tygodniach w USA.
Przypadek Santa Clary to nie pierwszy raz, gdy w USA rewidowany jest bilans ofiar śmiertelnych epidemii. 14 kwietnia władze Nowego Jorku włączyły do bilansu ponad 3,7 tys. zgonów od 11 marca. To chorzy, którzy zmarli bez wykonanego testu, więc nie wliczano ich automatycznie do koronawirusowych statystyk.
Na skutek epidemii w USA śmierć poniosło już ponad 45 tys. osób. Wykryto około 840 tys. przypadków COVID-19.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski
Czytaj też:
Amerykański stan pozywa rząd Chin za skutki koronawirusa. „Ukrywali kluczowe informacje”