Na Białorusi jest niespokojnie od 9 sierpnia, czyli dnia wyborów prezydenckich. Gdy tylko podano wyniki exit poll, ludzie wyszli na ulice w wielu miastach kraju przeciwko Alaksandrowi Łukaszence, który rządzi państwem od 26 lat. Białorusini zarzucają władzom sfałszowanie wyborów i domagają się przeprowadzenia uczciwej batalii o prezydenturę. Na Białorusi cały czas występują problemy z internetem – albo wcale nie działa, albo nie pozwala np. na komunikowanie się, wyłączone są też niektóre serwisy. W ten sposób władza utrudnia ludziom komunikowanie się w trakcie protestów.
Czytaj też:
Swiatłana Cichanouska była nieuchwytna. Wiadomo, gdzie obecnie się znajduje
Już w nocy z 9 na 10 sierpnia doszło do starć z milicją i OMON w wielu miastach Białorusi, a do największych dochodziło w Mińsku. Po tej nocy białoruskie ministerstwo spraw wewnętrznych ogłosiło, że zatrzymano blisko trzy tysiące osób. W pierwszym dniu protestów białoruskie służby sięgały po różne środki: strzelano do ludzi z broni gładkolufowej, rzucano gaz łzawiący i granaty hukowe, w pewnym momencie ciężarówka po prostu wjechała w protestujących.
Protesty na Białorusi. Drugi dzień, jest pierwsza ofiara śmiertelna
Kolejnego dnia protesty przybrały na sile. Demonstrowano nie tylko w Mińsku, ale też Mohylewie, Bobrujsku czy Brześciu. Sytuacja ponownie była najbardziej dramatyczna w stolicy Białorusi. Jak opisuje Biełsat, protestujący skupiali się w trzech miejscach: przy stacji metra Puszkińska, na ulicy Kalwaryjskiej i przy centrum handlowym Ryga.
Wcześniej szef MSW Jury Karajeu odgrażał się, że „nie dopuści do destabilizacji Białorusi” i zapewniał protestujących, że podległe mu służby mają „wystarczająco sił i środków”. Po drugim dniu protestów i starć wiadomo jedynie, że jest pierwsza ofiara. Według MSW – podaje Biełsat – zginąć miał mężczyzna, który planował rzucić materiałami wybuchowymi w stronę milicji. Ładunek wybuchł mu jednak w dłoni, mężczyzna zginął na miejscu.
Tak Biełsat relacjonował drugi dzień protestów:
Siły specjalne stosowały broń traumatyczną, granaty hukowe, gaz łzawiący i armatki wodne. Funkcjonariusze byli wyjątkowo brutalni. Milicjanci ścigali demonstrantów uciekających na okoliczne podwórka. Z wściekłością bito nawet nieagresywnych demonstrantów. (...). Protestujący budowali prowizoryczne barykady najczęściej z koszy na śmieci, czy betonowych donic. Gdy oddziały specjalne je rozbierały, wracali i budowali nowe.
Protesty na Białorusi. Brutalność milicji na nagraniach
Paweł Bobołowicz, dziennikarz Radia Wnet, opublikował na Facebooku niektóre z nagrań z drugiego dnia protestów. Zarejestrowano na nich brutalność milicji i OMON w trakcie pacyfikowania demonstrantów. Na jednym z nich funkcjonariusze okrutnie traktują jedną z kobiet, która wykrzykuje jedynie: „Mama”.
facebookCzytaj też:
Waszczykowski o „wariancie Placu Tiananmen” na Białorusi. „Protesty mogą skończyć się tragedią”
Protesty na Białorusi. Dziennikarz: Łukaszenka po raz pierwszy traci kontrolę
Andrzej Poczobut, dziennikarz i członek Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, opisywał, że nie tylko milicja i OMON się zradykalizowały. Jeden z protestujących – co widać na nagraniu – rzucał w stronę służb koktajlem Mołotowa. Dziennikarz podsumował aktualną sytuację na Białorusi tak:
Aleksander Łukaszenka w swojej 26-letniej karierze politycznej po raz pierwszy traci kontrolę nad Białorusią. W nocy nie dano rady oczyścić ulicy i zdławić protesty. Dziś protest będzie kontynuowany. Determinacja Białorusinów większa niż się spodziewano.
twitterCzytaj też:
Kolejny niespokojny wieczór na Białorusi. Ludzie wychodzą na ulice, są pierwsze zatrzymania