Szwecja od początku pandemii koronawirusa postawiła na inne podejście niż większość krajów. Nie wprowadzono lockdownu, a władze zdały się na zdrowy rozsądek i odpowiedzialność mieszkańców, zalecając jedynie m.in. zachowanie dystansu społecznego. Główny autor szwedzkiej strategii, epidemiolog Anders Tegnell, liczył na wytworzenie zbiorowej odporności. Zdaniem autorów pracy opublikowanej na łamach „Journal of the Royal Society of Medicine” skuteczność takiego podejścia będzie można ocenić dopiero po roku lub dwóch.
Szwedzi się nie uodpornili
Wiadomo natomiast już teraz, że eksperci spodziewali się, że taka strategia spowoduje uodpornienie się znacznej części populacji. Według przewidywań, np. 40 proc. mieszkańców Sztokholmu miało do maja przejść chorobę i wytworzyć przeciwciała. Niestety, okazało się, że przeciwciała wytworzyło dotychczas tylko 15 proc. mieszkańców miasta.
Czytaj też:
Szwecja przyjęła inny model walki z koronawirusem. Naukowcy ocenili skuteczność
Szwecja. Wyższa śmiertelność niż w poprzednich latach
Szwecja przoduje za to w statystykach śmiertelności, a ostatnie dane tylko to potwierdzają. Od początku roku do końca czerwca 2020 z powodu COVID-19 oficjalnie zmarło tam 4,5 tys. osób. Bardziej zastanawiające są jednak statystki łącznej liczby zgonów. W pierwszej połowie 2020 roku zanotowano ich najwięcej od 1869 roku. Wówczas było to 55 431 osób, podczas gdy w ciągu pierwszej połowy tego roku - 51 405.
Z danych urzędu statystycznego wynika, że w roku COVID-19 śmiertelność w ciągu sześciu miesięcy była przeciętnie o około 10 proc. wyższa niż w ciągu ostatnich pięciu lat. Najtragiczniej wypada porównanie w kwietniu 2020, gdy zmarło o 40 proc. więcej osób niż normalnie w tym miesiącu w poprzednich latach.
Czytaj też:
Kwiecień czarnym miesiącem w historii Szwecji. Tyle osób nie zmarło od 27 lat