W nocy z wtorku na środę 9 września w największym w Grecji obozie dla uchodźców wybuchł pożar. Straty były tak duże, że zastępca zarządcy Lesbos Aris Hatzikomninos mówił lokalnemu radiu o „całkowitym zniszczeniu” obozu Moria. Tym bardziej, że jeszcze w środę wieczorem na pozostałościach obozu wybuchł kolejny pożar.
Na terenie Morii przebywało blisko 13 tys. imigrantów, czyli cztery razy więcej niż wynosi oficjalna pojemność obozu. Większość z nich to uciekinierzy z Afganistanu. Wśród nich nie brakuje dzieci, starców i osób przewlekle chorych. Władze Grecji zapewniają, że w wyniku pożaru nikt nie zginął.
„Piekło pochłonęło Morię”
Reza Mohammadi, imigrant z Afganistanu, który w obozie mieszka od dwóch lat nie wierzy w te zapewnienia. – To niemożliwe, żeby w tym pożarze, przy tej liczbie ludzi i na tak małym terenie nikt nie zginął. Tak naprawdę nikt nie wie, ile jest ludzi w Morii, to skąd mogą wiedzieć, że nikt nie zginął? – pyta w rozmowie z dziennikarką Onetu Magdaleną Grzymkowską.
Afgańczyk podkreśla, że imigranci stracili wszystko. – Życie uchodźcy i tak nie jest proste. Teraz straciliśmy cały dobytek życia. Nie mamy wody, jedzenia, leków. – opowiada Reza pokazując dziennikarce spalony kontener, w którym mieszkał z przyjacielem. Jego przyjaciel Safi Rezai poparzeniem III stopnia ręki przypłacił próbę pomocy innym.
Reza Mohammadi uważa, że ogień podłożyła policja, ochrona obozu albo któryś ze skrajnie prawicowych Greków mieszkających w okolicy. Nie jest jedynym który tak uważa – To policja podłożyła ogień. To oni spalili mój sklep. Piekło pochłonęło mój sklep, piekło pochłonęło Morię. Żegnaj Morio – mówi mężczyzna na nagrani, które Reza udostepnił Onetowi.
„Czy nasz ból, to nie ból?”
Biuro Wysokiego komisarza ONZ do spraw uchodźców potwierdziło doniesienia o licznych atakach na migrantów. O jednym z przypadków agresji informuje małżeństwo na stałe mieszkające na wyspie. – Przyjechaliśmy pomóc naszym braciom i siostrom ze wspólnoty religijnej. Transportowaliśmy ich naszym autem w bezpieczne miejsce. Nie spodobało się to lokalnym mieszkańcom, że wozimy uchodźców. Zniszczyli nam samochód. – mówi mężczyzna w rozmowie z Onetem. – Teraz jeździmy bocznymi drogami przez góry, żeby się nie narażać. Tu jest pełno skrajnych prawicowców – dodaje.
Grzymkowska rozmawiała też z Mohamedem Ayubi, którego żona Keinat jest w 8. miesiącu ciąży, a w trakcie pożaru upadła na brzuch i gorzej się poczuła. Służby zabrały ją do szpitala, ale jej mężowi nie pozwolono jej towarzyszyć. – Zabrali ją, a jak zacząłem protestować, to policjant mnie zaatakował gazem pieprzowym – opowiada Mohamed z pomocą translatora, bo nie zna języka angielskiego – Nie wiem, gdzie będę spał. Boję się spać na ulicy, bo mogą mnie okraść i zabić w nocy. Nie mam też kontaktu z żoną, bo ona nie ma komórki. Martwię się o nią. Jak ja ją teraz znajdę? W tym chaosie? Proszę o pomoc wszystkich, którzy się o tym dowiedzą. Świat musi wiedzieć, co się tu dzieje – wzywa.
Mężczyzna nie ma też gdzie naładować telefonu. – Ja nie wiem, czy my w ogóle jesteśmy ludźmi? Czy nasz ból, to nie ból? Czy nasze łzy, to nie łzy? Naszym jedynym przestępstwem jest to, że jesteśmy skamieniali ze strachu – pisze kilka ostatnich słów.
Czytaj też:
Spłonęła Moria. 13 tys. migrantów z Lesbos bez dachu nad głową. Unia obiecuje pomoc