Wybory prezydenckie w USA. Prof. Zbigniew Lewicki: Zwycięstwo Bidena to byłby cud

Wybory prezydenckie w USA. Prof. Zbigniew Lewicki: Zwycięstwo Bidena to byłby cud

Joe Biden
Joe Biden Źródło: Newspix.pl / Cnp/Abacapress.Com
– Patrząc na rezultaty w tym momencie, Biden nie ma praktycznie szans, by szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. Musiałby się wydarzyć cud, by wygrał – analizuje wybory prezydenckie w USA politolog i amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.

Z ekspertem rozmawiamy o godz. 9:00, kiedy Joe Biden co prawda prowadzi, ale nie są policzone głosy w stanach, w których Donald Trump notuje przewagę. Wynik na godz. 17:00 czasu polskiego wciąż nie daje rozstrzygnięcia, jednak pokazuje coraz większą szansę Joe Bidena na zwycięstwo. Wielu komentatorów zza oceanu prognozuje, że tendencja ta może się utrzymać.

Trump wygrywa na Florydzie i w Ohio, które były do tej pory uznawane za kluczowe w wyborczych rozstrzygnięciach. Problemem stały się dla niego jednak Wisconsin i Michigan. Trwa także gorączkowe liczenie głosów korespondencyjnych, które mogą sporo namieszać.

– Musiałby się wydarzyć cud, by Joe Biden wygrał. To, że on początkowo zyskuje przewagę to kwestia czysto techniczna. Biden nie ma niemal szans, by szala przechyliła się na jego stronę. Byłem przekonany, że sondaże pokażą zwycięstwo Bidena, a rzeczywiste wyniki wygraną Trumpa – mówi w rozmowie z Wprost.pl politolog i amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.

Ekspert podkreśla, że kolejny raz sondaże się nie sprawdziły. Przypomnijmy, że w okresie przedwyborczym sondaże premiowały Joe Bidena nawet o 10 punktów procentowych względem konkurenta. W tej chwili wyborczy rywale idą niemal łeb w łeb.

Wybory w USA. Jak głosowali Latynosi i Afroamerykanie?

W wyborczych analizach pojawiają się także szczegółowe wyniki m.in. w poszczególnych grupach etnicznych i rasowych. Zgodnie z wynikami badania exit poll Trump zyskał poparcie wśród Latynosów. Z przedwyborczego sondażu „Wall Street Journal” wynikało z kolei, że Trump zdołał do siebie przekonać również czarnoskórych wyborców.

Prof. Lewicki, pytany o rozkład głosów we wspomnianych mniejszościach, zwraca uwagę na kilka ciekawych zależności.

– Latynosi dzielą się na dwie grupy – Latynosi mieszkający na Florydzie są pochodzenia kubańskiego i oni zagłosowali na Trumpa jednoznacznie. Z kolei Latynosi z Arizony czy Nowego Meksyku to ludzie z Meksyku i oni zagłosowali za Bidenem – precyzuje.

Jak dodaje, poparcie czarnoskórych obywateli USA dla Trumpa także nie jest dla niego zaskoczeniem. – Powiedzmy sobie szczerze, że niedawne rozruchy nie mają szerokiego poparcia wśród Afroamerykanów. Ta mniejszość nie chce podpaleń, kamieni i całej tej rebelii. Trump obiecuje, że się z tym upora, Biden niczego takiego nie obiecuje i widać po nim, że nic z tym nie zrobi, bo on po prostu nie ma na nic siły – mówi.

– Biali z kolei wcale się tak bardzo od Trumpa nie odwrócili, jak to było przewidywane. Od Trumpa odwróciły się elity ze Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża, liberałowie i lewica, ale nie środek Ameryki, czyli robotnicze stany USA – dodaje.

Joe Biden kiepskim wyborem demokratów?

Prof. Lewicki uważa również, że wśród demokratów nie postawiono na najlepszego kandydata.

– To jest problem amerykańskich prawyborów – wybierają kandydata, który podoba się partii i ich wyborcom, a niekoniecznie podoba się wyborcom w skali całego kraju. W Partii Demokratycznej młodzi, charyzmatyczni politycy są „topieni”, bo nie są w stanie sprostać osiadłemu kierownictwu partii, które woli stawiać na takie osoby jak Clinton, czy Biden. Trump nie jest młody, ale jest niezwykle energiczny i przebojowy. Partia Demokratyczna jest z kolei zbyt szacowna, by kogoś takiego wytypować – analizuje amerykanista.

Ekspert zauważa również, że różnicę między Trumpem a Bidenem widać w pierwszych przemówieniach po wyborach. – Trump był energiczny, wypoczęty, a Biden - biedny, zmęczony człowiek, który chce już iść spać. On po prostu jest już za stary. Jest tak zwane prawo Petera – każdy przekracza granicę swoich kompetencji. Biden właśnie przekroczył tę granicę, kandydując na prezydenta – komentuje gorzko prof. Lewicki.

Wybory w USA. Czy dojdzie do zamieszek?

Warto odnotować, że tegoroczne wybory były niezwykle popularne. Prognozuje się, że ostateczne wyniki mogą wykazać największą od stu lat frekwencję, sięgającą nawet 67 proc. (szacunki prof. Michaela McDonalda z Uniwersytetu Florydy dla „NYT” - przyp. red.).

– Duża frekwencja to wynik masowego korzystania z głosowania korespondencyjnego. Ten system jest bardzo kontrowersyjny, choć konieczny w dobie pandemii. Wyborcy głosują jednak na tydzień lub dwa przed terminem wyborów. W tym czasie odbywa się kampania wyborcza i to nie jest w porządku, że działania kandydatów nie mają już wówczas wpływu na tych ludzi – mówi w rozmowie z Wprost.pl prof. Lewicki.

Pytany o ewentualne zamieszki po ogłoszeniu ostatecznych wyników wskazuje, że jeden scenariusz mógłby zakończyć się taką sytuacją.

– Gdyby się zdarzyło, że po ogłoszeniu wyników z komisji zwycięzcą byłby Trump, a po doliczeniu głosów korespondencyjnych jednak wygrałby Biden, to wtedy będzie bardzo gorąco. Wówczas podejrzenia o oszustwo będą bardzo powszechne i na pewno przeniosą się na ulicę. Zwolennicy Trumpa nie uznają takich wyników – podsumowuje.

Czytaj też:
Wybory prezydenckie w USA. Trump pewny wygranej, ale mówił o oszustwie

Źródło: WPROST.pl