W grudniu holenderskie media donosiły o kilku eksplozjach w polskich sklepach, do których dochodziło w różnych miastach na terenie całego kraju. 8 grudnia doszło do eksplozji w Beverwijk. W wybuchu nikt nie ucierpiał, ale runęła fasada polskiego supermarketu. Media zauważyły, że wcześniej dochodziło do podobnych eksplozji w supermarketach oferujących polskie produkty w Heeswijk-Dinther oraz w Aalsmeer. Sprawą zajęła się holenderska policja, która już wówczas nie wykluczała, że eksplozje są ze sobą powiązane. Zwłaszcza, że markety w Aalsmeer i Beverwijk mają tego samego właściciela. W nocy z 11 na 12 grudnia doszło do podobnego incydentu. Wybuch nastąpił w polskim sklepie w centrum handlowym w Beverwijk pod Amsterdamem, tym samym, w którym doszło do eksplozji 8 grudnia.
Policja: Motywy sprawców pozostają nieznane
Kolejna eksplozja miała miejsce około godziny 3 w nocy z niedzielę na poniedziałek 4 stycznia na Paletplein w Tilburgu w Brabancji Północnej. Z informacji przekazanych przez policję wynika, że sklep uległ całkowitemu zniszczeniu, a eksplozja była tak silna, że zniszczone zostały szyby w promieniu 100 metrów. Szczęśliwe sąsiednie sklepy nie zostały uszkodzone. Na miejscu pracują służby ratunkowe.
twittertwitter
Śledczy poinformowali, że sklep w Tilburgu ma inną nazwę, niż supermarkety, w których wcześniej dochodziło do podobnych zdarzeń. „Obecnie trwają analizy, czy właściciel ma coś wspólnego z trzema poprzednimi” - podano w komunikacie policji. W oświadczeniu dodano, że na chwilę obecną nie ma doniesień o poszkodowanych. Policja prosi także o zgłaszanie się świadków zdarzenia lub osób będących w posiadaniu materiałów wideo i zdjęć. Na razie nadal nie wiadomo, jakie są motywy sprawców oraz czy są to pojedyncze incydenty czy też skoordynowana akcja.
Czytaj też:
„Niedyskrecje parlamentarne”: Budka boi się odciąć od celebrytów. „Schetyna jest załamany”