Jak informuje BBC, powołując się na wojskowy raport z 16 lutego na temat luk w bezpieczeństwie, mężczyzna przypłynął z morza w kombinezonie piankowym. O godz. 01:05 wyszedł w płetwach na brzeg w pobliżu obserwatorium południowokoreańskiego, na północ od wschodniego granicznego miasta Goseong.
Następnie ukrył skafander i poszedł na południe wzdłuż plaży. W pewnym momencie wszedł do strefy zdemilitaryzowanej przez tunel odwadniający, z którego istnienia południowokoreańskie wojsko nie zdawało sobie nawet sprawy.
Osiem razy na kamerach bezpieczeństwa, dwa razy wywołał alarm. I nic
Przez kolejne 3 godziny mężczyzna przeszedł 5 kilometrów. W tym czasie kamery zarejestrowały jego obecność ośmiokrotnie, a dwukrotnie uruchomił się alarm. Jednak żołnierz odpowiedzialny za system alarmowy dokonywał w tym czasie zmian w systemie i myślał, że alarmy to błąd systemu. Z kolei inny wartownik rozmawiał w tym czasie przez telefon.
W końcu mężczyzna został zauważony, gdy około godz. 4:16 po raz dziewiąty pojawił się na obrazie z kamer. Po kolejnych trzech godzinach udało się go schwytać.
Uciekinier przyznał żołnierzom, że szukał cywilów, bo bał się, że żołnierze odeślą go z powrotem na północ. Mężczyzna potwierdził swoją chęć ucieczki. Nie znaleziono żadnych dowodów na to, że mógłby być szpiegiem.
Duże ryzyko
Osoby próbujące ucieczki przez strefę zdemilitaryzowana wiele ryzykują. Gdyby północnokoreańskie wojsko ich złapało, mogliby zostać skazani na wieloletnie kary więzienia w obozach pracy.
Wydarzenie doprowadziło do dochodzenia w 22 dywizji koreańskiej armii, która jest odpowiedzialna a pilnowanie tego obszaru strefy zdemilitaryzowanej. Warto przypomnieć, że mimo braku prowadzonych działań wojennych od 1953 roku, Korea Północna i Południowa pozostają formalnie w stanie wojny.
Czytaj też:
Przez ponad rok nie pokazywała się publicznie. Żona Kim Dzong Una widziana na uroczystościach