Trudno nie dostrzec rozmiarów blamażu Komisji Europejskiej w sprawie szczepień przeciwko koronawirusowi. Nie ważne, ile by PR-owej waty nie nakręcali na patyki spece od komunikacji w Brukseli, gołym okiem widać, że Unia Europejska dała się przerobić branży farmaceutycznej na szaro.
Gdyby obsada stanowisk w Komisji zależała od realnej decyzji wyborczej Europejczyków, a nie od zakulisowych gierek między Berlinem, Paryżem i kilkoma pomniejszymi stolicami, to nie mam wątpliwości, że pani Ursula von der Leyen pakowałaby już swoje biurko w Barlaymont. Na szczęście dla niej żadna siła na Ziemi nie wymaga od szefowej KE tego typu weryfikacji. Efekt jest taki, że KE dalej utrzymuje, że do września 2021 roku zaszczepi 70 procent dorosłej populacji UE. W te zapewnienia, sądząc po coraz bardziej nerwowych reakcjach w kolejnych stolicach europejskich, mało kto już jednak wierzy.
Koronawirus za plecami UE
Wiele emocji wywołała w Polsce informacja o tym, że prezydent Andrzej Duda wydzwania do chińskiego przywódcy Xî Jinpinga, sondując możliwość zakupu szczepionek produkowanych przez tamtejsze firmy. Można by odnieść wręcz wrażenie, że dochodzi tutaj do jakiejś zdrady europejskiej solidarności.
Tyle, że w sprawie szczepień na chińską grypę tę solidarność już dawno w UE szlag trafił.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.