Konflikt toczący się od sześciu lat w bliskowschodnim Jemenie nazywany jest wojną zastępczą. Na terenie jednego z najbiedniejszych państw świata, w rejonie znajdującym się w nieustającym stanie katastrofy humanitarnej, walczą ze sobą grupy rebeliantów – z najsilniejszymi Huti na czele – oraz wojska prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego.
Innymi słowy, jemeńskimi rękami i krwią biją się ze sobą dwa regionalne mocarstwa: szyicki Iran oraz sunnicka Arabia Saudyjska.
Arabia Saudyjska jeszcze do niedawna miała pełne poparcie i dostęp do arsenału USA (dopiero w lutym br. zmienił to prezydent Joe Biden). Dzięki temu Saudowie mają m.in. czołgi M1 Abrams, myśliwce F-15 Eagle, wyrzutnie rakiet Patriot. A więc – najlepszy amerykański sprzęt będący synonimem mocarstwowej potęgi, o którym np. polska armia wciąż może tylko marzyć.
Cała ta droga, nowoczesna broń zaangażowana jest w Jemenie, w którym Arabia Saudyjska broni interesów prezydenta Hadiego.
Z kolei rebelianci Huti mają, a jakże, kałasznikowy. Ale nie tylko. Dzięki irańskiemu sojusznikowi otrzymali też dostęp do zupełnie nowego sprzętu, który rozwinęli i dopracowali jak chyba nikt na świecie, a także nauczyli się używać z porażającą skutecznością.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.