Naukowcy z Uniwersytetu w Reading przeprowadzili badania, z których wynika, że 34 proc. lodu szelfowego Antarktydy może zapaść się do oceanu, jeśli globalna temperatura osiągnie 4 ℃ powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej. Zagrożonych jest około pół miliona kilometrów kwadratowych, z czego 67 proc. stanowi lodowiec szelfowy Półwyspu Antarktycznego. Dla porównania – powierzchnia Hiszpanii wynosi prawie 506 tys. km kw.
Oderwanie lodowców szelfowych spowoduje wzrost poziomu wód
Dane za 2020 r. pokazują, że średnia temperatura na świecie wyniosła 1,2 ℃ powyżej poziomu przedindustrialnego. Eksperci podkreślają, że wzrost o 2 ℃ zamiast 4℃ pozwoliłby na zmniejszenie zagrożonego obszaru o połowę i oznaczałby uniknięcie znacznego wzrostu poziomu wód. Podpisane w 2015 r. Porozumienie Paryskie zakłada próg bezpieczeństwa na poziomie 1,5 ℃, a naukowcy mówią maksymalnej wartości 2 ℃ powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej.
Badacze przypominają o lodowcu szelfowym Larsen B, który pękł w 2002 roku po kilku latach ciepłych letnich temperatur. Po jego zapaści do oceanu trafiło znacznie więcej lodu niż wcześniej.
Cztery lodowce szelfowe najbardziej zagrożone
Według naukowców na ten moment najbardziej zagrożone są cztery lodowce szelfowe: Shackleton, Pine Island, Wilkins oraz Larsen C. Dwa ostatnie znajdują się na Półwyspie Antarktycznym i jeśli by się zapadły, wówczas poziom morza mógłby wzrosnąć o dziesiątki centymetrów. Taki przyrost stanowiłby od 10 do 20 proc. więcej, niż przewidywano dla tego stulecia. Ograniczenie średniej globalnej temperatury na poziomie 1,5 ℃ zmniejszyłoby ryzyko oderwania się i zapaści wszystkich lodowców szelfowych do 14 proc.
Czytaj też:
Naukowiec o globalnym ociepleniu. Apeluje do polityków: nie pomagacie, to nie przeszkadzajcie