W trakcie konferencji prasowej przedstawiciele białoruskich władz zapewniali, że kontrolerzy nie wywierali żadnego nacisku na pilotów samolotu lecącego z Aten do Wilna i działali zgodnie z procedurami. Wcześniej białoruskie MSZ podkreśliło, że działania władz były podyktowane koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa pasażerów. W kanale Puł Pierwogo zbliżonym do prezydenta dodano, że „Białoruś ocaliła i uratowała Europę przed katastrofą”.
Dyrektor departamentu lotnictwa w białoruskim ministerstwie transportu Arciom Sikorski przekazał, że na Białoruś dotarły mailowe groźby o wysadzeniu ładunku wybuchowego na pokładzie maszyny. Ich autor podpisał się jako Hamas. W wiadomościach miało się pojawić stwierdzenie w języku angielskim, że jeśli naloty na Strefę Gazy nie zostaną wstrzymane, a UE nie wycofa poparcia dla Izraela, nad Wilnem zostanie zdetonowany ładunek.
Już oficjalnie wiadomo, że żadnej bomby na pokładzie samolotu nie było.
Przymusowe lądowanie Ryanaira
23 maja samolot linii Ryanair, który leciał z Aten do Wilna, dostał nakaz awaryjnego lądowania w Mińsku. Białoruskie władze utrzymywały, że jest podejrzenie, że na pokładzie maszyny jest bomba. Pojawiały się też inne doniesienia, jakoby Białoruś groziła zestrzeleniem samolotu, jeśli ten nie wyląduje awaryjnie w stolicy kraju.
Działania Mińska były nieprzypadkowe – na pokładzie samolotu był 26-letni Raman Pratasiewicz, dziennikarz, opozycjonista, który prowadził m.in. niezależny kanał Nexta w serwisie Mężczyzna podróżował z Aten do Wilna cywilnym samolotem, a po sprowadzeniu samolotu na ziemię został zatrzymany przez białoruskie służby.
Czytaj też:
Porwanie samolotu Ryanaira. Świadek wydarzenia: „Całe życie przeleciało mi przed oczami”