Pierwszym naszym krokiem będzie przygotowanie szczegółowego raportu na temat zaistniałej sytuacji - ogłosił jeden z unijnych dygnitarzy po szczycie UE, zdominowanym przez porwanie samolotu Ryanaira. I to w zasadzie mówi wszystko o prężeniu europejskich muskułów w sprawie wybryków białoruskiego prezydenta, Aleksandra Łukaszenki. Można oczywiście napawać się widokiem pustego nieba nad Białorusią, z którego uciekły w popłochu cywilne linii europejskiej, ale przecież reżimu w Mińsku to nie złamie.
Nikt nie wypuści też z więzienia Ramana Pratasiewicza tylko dlatego, że szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen nazwała jego uprowadzenie „nieakceptowalnym”.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel poszedł jeszcze ostrzej, mówiąc o czynie „nieakceptowalnym, bezczelnym i skandalicznym”.
Mnożenie przymiotników w Brukseli zrobiło należyte wrażenie na białoruskich „kagiebistach” i ich patronach z Kremla i Łubianki. Moskwa w swoim stylu zdążyła już wyśmiać oburzenie Europy. Łukaszenka też jasno dał do zrozumienia, co myśli o groźbach europejskich sankcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.